W zeszłym miesiącu na naszym forum wynikła dosyć dziwna dyskusja na temat audiofilskich bezpieczników. W tejże dyskusji okazało się w dużym skrócie, że po zastosowaniu audiofilskiego bezpiecznika za lekko chyba ponad 1000 zł, dźwięk uległ znaczącej poprawie. Jest to bardzo kontrowersyjny, ale też ciekawy temat, który wywołuje sporo emocji, na ogół tych niepotrzebnie złych. Od tamtej pory, tj. odbycia się wspomnianej dyskusji, pisałem sobie w wolnych chwilach niniejszy artykuł. I traf akurat chciał, że na dniach na innym forum znów temat odżył na nowo, udowadniając, że jednak ma tendencję do powracania co rusz w atmosferze sceptycyzmu, zamętu i niepewności. Dlatego chciałbym go poruszyć ze swojej własnej perspektywy, tj.: czy audiofilskie bezpieczniki „grają”? Albo inaczej, czy takie komponenty mają wpływ na dźwięk? Lub mają prawo go mieć?
Czym w ogóle jest bezpiecznik?
Bezpiecznik – automatyczny, topikowy itd. – jest elementem zabezpieczającym sprzęt elektroniczny. Ponieważ przedmiotem sporu są bezpieczniki klasyczne, czyli topikowe, tylko im poświęcę tu uwagę. W bezpieczniku takiego rodzaju, główną częścią jest element topikowy (najczęściej w formie odpowiednio cienkiego drucika), zamknięty w szklanej wkładce topikowej z dwiema metalowymi czapami kontaktowymi. Taki bezpiecznik umieszcza się przed elektroniką urządzenia zabezpieczanego.
Zasada działania jest bardzo prosta: w momencie nagłego skoku natężenia prądu, po określonym czasie jego przepływu przez bezpiecznik, następuje stopienie się elementu topikowego z racji osiągnięcia bardzo wysokiej temperatury. Wówczas zachodzi trwałe przerwanie obwodu elektrycznego. Im większe natężenie prądu, tym szybciej dochodzi do przerwania obwodu. Paradoksalnie jest to sytuacja tym bezpieczniejsza.
Bezpieczniki topikowe są jednorazowe i ich rolą jest wyłącznie bezpieczeństwo prądowe urządzenia. Po zadziałaniu takiego bezpiecznika, jest on wymieniany na nowy. Nie praktykuje się napraw takich elementów.
Czym jest audiofilski bezpiecznik?
Są to w domyśle specjalnie przygotowane bezpieczniki – najczęściej topikowe właśnie – mające za zadanie nie tylko zabezpieczyć sprzęt audio przed awarią wynikającą z niespodziewanych zjawisk po stronie źródła prądu lub sieci przesyłowej, ale też zagwarantować wysoką jakość dźwięku poprzez użycie materiałów wysokiej jakości i zaawansowanej technologii wytwarzania.
Cytując kartę produktu jednego z producentów:
W nowych bezpiecznikach XXX wykorzystano opracowane przez firmę specjalne stopy przewodników i nasadki zamknięte w antywibracyjnych, ceramicznych osłonach. Bezpieczniki są następnie poddawane procesowi Quantum Tunneling, który polega na przepuszczeniu przez nie prądu o napięciu 1 000 000 V, co powoduje zmianę struktury molekularnej przewodnika i optymalizację jego działania. W odróżnieniu od starszego modelu, nowy bezpiecznik XXX jest poddawany również dodatkowemu procesowi obróbki, dzięki któremu normalizowana jest struktura krystaliczna zarówno w przewodnikach, jak i nasadkach bezpiecznika, co powoduje udoskonalenie charakterystyki przetwarzania wysokich częstotliwości i poprawia równowagę tonalną. Bezpieczniki XXX w znacznym stopniu przewyższają swoim działaniem wszystkie inne bezpieczniki high-end dostępne na rynku i są jedynymi bezpiecznikami, wobec których zagwarantowana jest poprawa brzmienia systemu dźwiękowego lub zwrot pieniędzy. W porównaniu z nagradzanymi już bezpiecznikami XXXX XXXXXXX, nowe bezpieczniki XXX brzmią w sposób bardziej wyrafinowany, wysokie tony są gładsze, a częstotliwości bardziej liniowo rozciągnięte począwszy od najniższego basu, a na najwyższych rejestrach wysokich tonów skończywszy, co stanowi nie lada wyczyn wobec i tak już znakomitych właściwości starszego modelu XXXX.
Czy taki bezpiecznik może mieć wpływ na dźwięk?
Przy każdym niemalże zdaniu z pierwszego opisu moglibyśmy tak naprawdę zadać jedno z dwóch fundamentalnych pytań: co dokładnie zostało zastosowane i czy producent posiada jakieś badania w tym zakresie. Przykładowo:
- „specjalne stopy przewodników” – jakie konkretnie? Czym się charakteryzują? Jaki jest ich wpływ np. na średni czas stopienia się przy danym natężeniu prądu?
- „przepuszczenie przez nie prądu o napięciu 1 000 000 V, co powoduje zmianę struktury molekularnej przewodnika i optymalizację jego działania” – pomijając już, że zasada działania bezpiecznika opiera się z tego co wiem na natężeniu a nie na napięciu, czy istnieją np. zdjęcia spod mikroskopu elektronowego, które mogą ujawnić zmiany na poziomie molekularnym? Na czym polega optymalizacja jego działania? Topi się szybciej?
- „poddawany również dodatkowemu procesowi obróbki, dzięki któremu normalizowana jest struktura krystaliczna zarówno w przewodnikach, jak i nasadkach bezpiecznika, co powoduje udoskonalenie charakterystyki przetwarzania wysokich częstotliwości i poprawia równowagę tonalną” – co to dokładnie za proces dodatkowej obróbki? Co to jest struktura krystaliczna? W jaki sposób ma ona wpływ na charakterystykę przetwarzania wysokich częstotliwości i poprawienie równowagi tonalnej? Czy istnieją pomiary akustyczne na które możemy rzucić okiem w tym zakresie?
Takie pytania możemy zadawać praktycznie co rusz, co jedno zdanie lub dwa mogę robić pauzę i pytać. Nie ze złośliwości, a po prostu chęci poznania istoty rzeczy, zwłaszcza że producent dosyć szczegółowo opisuje różnorodne czynności wykonane po swojej stronie. Myślę że nie są to pytania o nie wiadomo jakie cuda albo sekrety konstrukcyjne. Przejrzałem mnóstwo publikacji na ten temat, również rzeczonego producenta, który w pewnym miejscu w ramach dowodu kierował do bloga poświęconego stricte swoim produktom. Nie było tam ani jednego badania albo wykresu. Starałem się później odnaleźć coś w serwisach recenzujących takie elementy. Wszystko było tam opisywane subiektywnie, otwartym tekstem, bez żadnych konkretnych danych.
Postanowiłem więc pokusić się o mały eksperyment i spróbować zbadać zagadnienie samodzielnie, na własną rękę.
Słuchawki są tutaj czulsze niż głośniki, a do tego nie ruszamy ich z fantomu pomiarowego. Pomiar możemy wykonać wiele razy, zbadać więcej niż tylko tonalność, a także wykorzystać to jako pamięć do każdego z pomiarów. W sytuacji zwłaszcza zmieniania bezpiecznika co rusz w urządzeniu źródłowym, wykonywanie tego na słuch nie ma najmniejszego sensu, gdyż między cyklem włączenia i wyłączenia następuje pauza, cisza, reset naszego ośrodka słuchu.
Do testu użyłem finalnie czterech bezpieczników:
- Ceramiczny marki Bussmann
- Ceramiczny marki APV
- Topikowy generyczny z lokalnego sklepu elektrycznego
- Topikowy wyjęty z zasilacza Commodore Amiga A500 (ha!), pamiętający czasy faraonów i mojego dzieciństwa (kuszące jest tu postawienie znaku równości).
Pomiary wykonywałem sporo czasu temu, toteż parą testową były Sennheisery HD 800 (wariant nie-S, bez modyfikacji). Wcześniej testy wykonałem odsłuchowo, tak jak wykonują je użytkownicy i osoby zarzekające się na wszystkie świętości, że słyszą różnicę. Dopiero potem przeszedłem na pomiar, aby wykluczyć sytuację, że może mi się coś wydawało.
Rezultaty okazały się spektakularne i wstrząsające: brak różnic
Kompletnie i w obu przypadkach, czyli i na słuch, i w pomiarze akustycznym pracy samych słuchawek. Nawet nie zapisywałem więc wyników w programie do pomiarów. Może trochę szkoda z perspektywy tej publikacji, ale generalnie i tak nic nie dałoby się z tego wyczytać, ponieważ wykresy kolejnych prób po prostu by się na siebie nałożyły w jedną grubą linię. Aby wykluczyć wszystkie możliwości, każdy bezpiecznik dostał 5 pomiarów w identycznych warunkach i odstępach co 10 minut, efektywnie konsumując cały wieczór i zdrową część nocy (najcichsze wówczas otoczenie).
Czy przy zastosowaniu „lepszego” bezpiecznika byłoby to bardziej zauważalne, albo może innego urządzenia źródłowego? Jeśli producent podaje na karcie produktu informację, że gwarantuje usłyszenie zmian albo zwrot pieniędzy, nie podając w jakich warunkach mamy jako użytkownicy odsłuchów kontrolnych dokonywać, to pomijając już samą ewentualną weryfikację tego u klienta (przyjeżdżają i wykonują pomiary/odsłuchy na miejscu wraz z klientem?), takie zdanie działa przekonująco na kupującego i w istocie sugeruje, że producent jest pewien swojego produktu. Natomiast jeśli zmiany by zachodziły, to dałoby się je myślę zaobserwować uniwersalnie na innych bezpiecznikach także. Jest mało prawdopodobne że wszystkie przetestowane przeze mnie bezpieczniki są wykonane tak samo i z tych samych stopów/materiałów.
Ponieważ nie zmieniły się w żaden sposób właściwości tonalne, czy może zmieniło się zatem jakoś znacząco THD? Może pogorszyło?
Też nie. I jak się okazuje, niespecjalnie miałoby prawo się zmienić. Bob Cordell napisał swego czasu książkę pod tytułem „Projektowanie wzmacniaczy mocy audio”, tłumacząc tytuł w locie. Otóż tenże Pan w tejże książce zmierzył THD na stopniu wyjściowym audio po zastosowaniu audiofilskiego bezpiecznika. Dokładnie w sekcji 13.11 pt. „Fuse, Relay and Connector Distortion”, strona 268.
Cytuję:
„At 20 Hz, amplifier distortion due to the fuse is calculated to be 0.0033 %.”
0,0033% to wartość mierzalna laboratoryjnie w układach scalonych o wysokiej precyzji. Wartość THD jest generalnie najwyższa dla niskich częstotliwości, stąd pomiar przy progu 20 Hz. Ludzkie ucho nie ma jakiejkolwiek możliwości aby to wychwycić na tak mikroskopijnym poziomie jak 0,0033%. Kurtyna.
Więc co tak naprawdę słyszymy?
Jest to bardzo dobre pytanie i niestety bardzo szerokie, więc cały ten akapit będzie musiał być potraktowany troszkę po macoszemu.
Odpowiadając najprościej na pytanie, co właściwie słyszymy: wszystko to, co wykluczyłby prosty ślepy test. Jeśli dla żartu wymienilibyśmy takiej osobie bezpiecznik na powrót na zwykły, albo nawet ten mój z Amigi, użytkownik dalej myślałby że słucha zakupionego przez siebie bezpiecznika. Jestem toteż głęboko przekonany, że taki eksperyment wykazałby taki właśnie rezultat. Za wszystko odpowiada tymczasem nasz mózg, a dokładniej ośrodek słuchu i jego biologicznie uwarunkowana adaptacyjność. Jest on na swój sposób equalizerem, DSP i kompensatorem w jednym. Po prostu tak działa nasz organizm, a przynajmniej do pewnego stopnia. I po to stosujemy pomiary w audio, aby nie tylko w sposób wymierny opisać dźwięk, ale też wykluczyć do maksimum nasze naturalne ułomności i właściwości ośrodka słuchu, które są manifestowane najmocniej w ramach drobnych smaczków i subtelności.
Nie wspominam już nawet o indywidualnej krzywej słuchu, degradacji słuchu na osi czasu, uwarunkowaniach anatomicznych, a także samopoczuciu i porze dnia/nocy. Są to rzeczy również mające wpływ na odbiór dźwięku i powodujące, że dwie różne osoby na bazie dokładnie tego samego systemu odsłuchowego mogą dojść do dwóch różnych konkluzji i opinii. Bardzo często zgadzanie się z jakąś recenzją albo czyjąś opinią bierze się m.in. właśnie z owych różnic.
Pomijam tu też temat tzw. „naczytania się” i tym samym samonakręcenia zakupowego oraz wygrzewania bezpiecznika, o którym czasami też się czyta. Nie ma tam żadnych elementów ruchomych, a przepuszczenie prądu nie powoduje zmiany molekularnej żadnego z elementów bezpiecznika. Inaczej po kilkunastu cyklach włączenia-wyłączenia nastąpiłoby przerwanie obwodu. To też nawiązując do jeszcze wcześniejszego opisu producenta i samej zasady działania bezpiecznika.
W recenzjach i ogólnie podczas oceniania sprzętu audio wiele mówi się o przyzwyczajaniu do brzmienia, punktach odniesienia, preferencjach kompletnie zasadnie. Jeśli będziemy słuchać tydzień słuchawek o mocnym basie, przywykniemy do niego i reszta stanie się bezbasowa. Jeśli użytkownik tak jak tutaj zrobi sobie przerwę, jego słuch dostosuje się do ciszy zwiększając wrażenie głośności wznowionej muzyki. Ile razy każdy z nas się na tym złapał? Tak właśnie działa adaptacja akustyczna naszego ośrodka słuchu względem otoczenia. Tak samo będzie ze słonością potraw, albo kolorami gdy wrócimy do ciemnego mieszkania wprost ze słonecznego podwórka.
Jeśli jako osoba wykonująca samej sobie podmianę bezpiecznika (i siłą rzeczy zmuszona do wyłączenia urządzenia testowanego) wyłączymy na chwilę muzykę, pójdziemy podmienić bezpiecznik, wrócimy na stanowisko odsłuchowe, to minie dostatecznie dużo czasu, aby usłyszeć zmianę wynikającą ze wspomnianego rozpoczętego już procesu ponownej adaptacji do ciszy. Wystarczy nawet minuta. A powrót na poprzednią konfigurację ze starym bezpiecznikiem będzie nam grał dlatego gorzej, ponieważ zakodowaliśmy sobie że zagra gorzej, wiedząc co zostało umieszczone w urządzeniu.
Jak więc ostrzegałem, temat jest bardzo szeroki i obejmujący materiał z przynajmniej kilku książek, ale już samo przyjęcie do wiadomości faktu istnienia procesów adaptacyjnych naszego słuchu jest pierwszym dobrym krokiem na drodze ku świadomemu słuchaniu muzyki.
Argumentacja strony przeciwnej
Jak natomiast wygląda przykładowa argumentacja przemawiająca za bezpiecznikami? Na przykład tak (cytuję):
(…) Jak tu was traktować poważnie i nie patrzeć na was z pogardą?
Akurat temat bezpieczników przetestowałem na własnych uszach i wiem, że wnoszą zauważalne zmiany. Na tyle wyraźne, że jestem pewien, że robią robotę. Nie robią tylko twardogłowym, niedouczonym, pseudoinżynierom, którym pan w technikum powiedział, że wszystko co jest przed trafem (bezpiecznik, kabel sieciowy) nie ma wpływu na dźwięk. Bo trafo oddziela galwanicznie. To teraz wchodzą na fora audiofilskie z awanturniczą krucjatą, że audiofile to omamy mają, bo kabla sieciowego nie słychać, bo przed trafem… A samemu sprawdzić, to po co? Przecież i tak nie będzie różnicy, bo w technikum tak mówili (…)
Ja bym bardzo chciał, żeby to całe audiovoodo nic nie wnosiło. Więcej w portfelu by zostało. Ale (…) wnosi… „
Generalnie po to właśnie jest geografia w szkole średniej, aby nikt potem nie twierdził, że ziemia jest płaska. Po to jest też fizyka w technikum, aby nikt potem nie twierdził, że w bezpieczniku zachodzi tunelowanie kwantowe. Dlatego argumentacja typu „musisz sam kupić i się przekonać” albo „przecież słyszę różnicę” jest po prostu chybiona (choć tak po prawdzie, pierwszą radę właśnie zastosowałem w pełni wobec siebie i próbowałem przekonać się samodzielnie). Jeśli z góry założymy, że taki bezpiecznik „musi” coś zmienić, nastąpi podświadome odrzucenie możliwości że może być inaczej. Oczywiście finalnie ważne jest to, aby każdy był zadowolony ze swojego systemu i nie mam żadnego problemu z tym, że ktoś będzie słyszał wpływ bezpiecznika w swoim urządzeniu, kupował takie elementy, stosował u siebie. Niemniej powinien liczyć się z tym, że spotka się z solidną kontrargumentacją.
Inna sprawa jak na ten temat dyskutujemy i tu niestety ma miejsce ogromna agresja po obu stronach osi sporu. Tematyka ta jest kontrowersyjna i pełna skrajności, toteż powinna być dyskutowana rozważnie i spokojnie. Inaczej nikt nikogo nie przekona do swoich racji, a wszystkie argumenty będą arbitralnie odrzucane na bazie wzajemnych animozji.
W tym wszystkim umyka finalnie też podstawowy fakt o którym pisałem na początku: rola zabezpieczająca. I co w sumie wskazuje sama nazwa tego elementu: bezpiecznik. Element ten ma oferować bezpieczeństwo, a nie filtrację akustyczną. Najbardziej audiofilski zapewne byłby gwóźdź, bo jednak wtedy jest gruby element przewodzący na pewno nie będący „wąskim gardłem”, dosłownie. Tylko że wtedy nie jest to już bezpiecznik, a zamknięcie obwodu na stałe. I zamiast się przepalić i przerwać obwód, co najwyżej się zespawa ze sprzętem w efektownej chmurze dymu i iskrach.
Co na to branża?
Na koniec chciałbym jeszcze przytoczyć jeden konkretny materiał video, znaleziony podczas zgłębiania tejże tematyki, pokazujący jak generalnie rzeczy się w tym względzie mają:
Moją uwagę zwrócił jeden z komentarzy pod tym filmem. I chyba najlepiej będzie po prostu go zacytować:
As a licensed professional engineer, it’s remarkable to me that someone who calls himself an engineer, would make such ridiculous claims for a 1” piece of wire! He starts off explaining the basic differences between slow-blow and standard fuses, which he gets mostly correct (an EE should understand sand filled and ceramic fuses), but then goes completely off the rails, spewing pure, unadulterated nonsense regarding so called, audiophile fuses. His statements demonstrate a complete lack of understanding regarding basic electrical engineering and the mathematical and physical principles it is based on.
Podsumowanie
Artykuł bardzo proszę potraktować jako trochę felieton, trochę moją odpowiedź na poruszane coraz częściej zagadnienie, które jest o tyle ciekawe, że łączy w sobie bardzo wiele elementów spotykanych w praktycznie każdej dyskusji spod znaku tzw. „audiovoodoo”. Bazując na wszelakich okolicznościach poruszanej tematyki bezpieczników (braki w pomiarach, ogólnikowe opisy produktów, czy czasami wprost ich bełkotliwość), wypowiedziach różnych osób, ale także eksperymentach własnych i publikacjach znacznie mądrzejszych ludzi ode mnie, moim skromnym zdaniem jako inżyniera nie od audio, ale przez to osoby mającej troszkę jednak ściślejsze podejście do tematyki, bezpiecznik nie ma żadnego wpływu na dźwięk. W bezpieczniku liczą się parametry w ramach zastosowań, do których ten element został stworzony. Ma błyskawicznie przerwać obwód w sytuacji dużego natężenia prądu i ryzyka awarii urządzenia. Tyle.
Aby troszkę pełniej podejść do zagadnienia, wykonałem pewne czynności w tym zakresie, próbowałem samodzielnie zrobić coś po swojej stronie, nie być tylko biernym analitykiem zagadnienia na bazie swojego widzi mi się. I niestety nie dane mi było potwierdzić wpływu tego elementu na pasmo słyszalne, przynajmniej w zakresie tanich bezpieczników różnych konstrukcji i nawet różnych okresów produkcyjnych. Bezpiecznik okazał się być po prostu bezpiecznikiem. Nie pełni on roli filtra górno lub dolnoprzepustowego, nie zastępuje equalizera, nie wpływa na THD, słuchawki we wszystkich próbach zagrały tak samo, zarówno pomiarowo jak i odsłuchowo. I istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo powtórzenia rezultatów od strony akustycznej w przypadku tych faktycznych produktów „for audio”.
Osobiście uważam, że te 350 zł, 1000 zł, 1500 zł, jakie przychodzi zapłacić za audiofilskie bezpieczniki, lepiej po prostu spożytkować na słuchawki albo głośniki, bo to właśnie tutaj leży prawdziwa jakość, zadowolenie i przestrzeń do realnych, wymiernych zmian. I nawet jeśli bezpiecznik dalej będzie dosłownie „kością niezgody”, to tu myślę zgodzimy się wszyscy.
Jarek Sz. napisał
parafrazując „veni, vidi, vici” ….
„zobaczyłem, przeczytałem, nie kupiłem (bezpiecznika audiofilskiego znaczy 😉 ) ”
ps. ciekawa ta nowa seria artykułów
pablo650 napisał
Bardzo ciekawie podszedłeś do zagadnienia, jedno można powiedzieć że takie bezpieczniki czy gniazdka zasilające – są bardzo dobrze wykonane i jeżeli ktoś kupuje takie gniazdo z tego powodu, to mogę to zrozumieć, bardzo dobre materiały i wykonanie. Co do opisów przez samych producentów, to tak jak napisałeś jest dużo tajemniczych procesów i efektownych nazw, ale brak konkretnych informacji co wpływa na co i w jaki sposób.
Qna napisał
Piękny artykuł 🙂
Trafienie w sedno to: „Generalnie po to właśnie jest geografia w szkole średniej, aby nikt potem nie twierdził, że ziemia jest płaska.”
Niestety coraz częściej się spotykamy z negacja naukowych faktów. W audio jest to nagminne niestety… ale co ciekawe przelewa się coraz częściej na inne dziedziny (idealnie obrazuje to ten sektor plaskoziemcow) co jest absurdem. To teraz powinnismy podważać wszystko czego uczyli nas w szkole bo np jesteśmy pseudoinzynierami i nie sprawdziliśmy wszystkiego sami. Gdzieś słyszałem ze podobno Australia nie istnieje i jest tylko spreparowana forma gdzie występują aktorzy… świat schodzi na psy…
Pozdrawiam Panie Jakubie