„Słów kilka” to powoli kreująca się seria artykułów troszkę przypominających felietony, w których poruszam rzeczy kontrowersyjne, ale myślę że dla nas wszystkich ważne i ciekawe, jako użytkowników i entuzjastów sprzętu audio. Tym razem nie będzie to jednak debata nad zagadnieniem audio-voodoo, a czymś bardziej przyziemnym i związanym może nie z autosugestią i psychoakustyką, a bardziej socjotechniką i sprzedażą bezpośrednią. Coś co jest bardzo aktualne w dobie społeczeństwa konsumpcyjnego. Tematem przewodnim są bowiem fora dyskusyjne i ich współczesna rola w wymiarze czysto marketingowym.
Nie jest to pierwszy artykuł na temat forów, bo jeszcze za czasów Techfanatyka pisałem o charakterystyce forumowych społeczności i wymiarze czysto socjalnym w ramach zasadności pisania na forach w ogóle. Było to lata temu i sytuacja zmieniła się od tamtej pory diametralnie za sprawą ewolucji mentalności użytkowników, zmian w ramach tendencji rynkowych, ale też znacznie bardziej agresywnego marketingu i niekontrolowanej komercji. O ile nawet na logikę powinno się reklamować i polecać raczej te dobre produkty, problem rodzi się wówczas, gdy chęć zysku i zarobku zmienia się w sprytne manipulowanie użytkownikiem by wypromować te złe lub korzystać z nie do końca uczciwych praktyk promocyjnych, wykorzystujących zaufanie do forów jako jednych z bardziej autentycznych i interakcyjnych rodzajów platform społecznościowych.
Dlatego też zebrałem wszystkie swoje obserwacje i doświadczenia zdobyte na przestrzeni ostatnich kilku ładnych lat bytności na forach dyskusyjnych oraz z administrowania własnym (małym bo małym, ale własnym), aby omówić na paru przykładach zagadnienie roboczo przeze mnie nazywane forumarketingiem, czyli korelacją forów z marketingiem i komercyjnością jako taką. Osoby wietrzące skandal czy sensację będą zawiedzione, ponieważ cel artykułu jest zupełnie inny: podniesienie samoświadomości użytkowników. Zwłaszcza, że te same mechanizmy występują także poza tematyką audio (sporo czasu przegadałem z ludźmi np. o praktykach na forach dot. suplementów diety) i wiele praktyk tu opisanych może nawet już zdążyliśmy spotkać także w innych miejscach.
Rola forów kiedyś a dziś
Potencjał w forach dyskusyjnych zauważony został dawno temu co do kształtowania późniejszych opinii czy decyzji zakupowych, toteż samo przekonanie o większej autentyczności miejsca bardziej kolektywnego, jakim jest forum dyskusyjne, nie jest co do zasady błędne. Fora w dzisiejszych czasach, choć przeżywają pewien regres na rzecz innych form komunikacji, nadal są świetną platformą dyskusyjną, wsparcia w razie problemów, przekazywania sobie wiedzy, albo po prostu pasywnego wyszukiwania informacji niczym w bazie danych, bez konieczności zakładania konta.
Współcześnie, fora traktowane są jako miejsca trochę staroświeckie, wraz z przeniesieniem się większości ludzi do portali społecznościowych, Discorda, grupy na FB. Zdawałoby się że czasy forów z jakimś czatboksem i własnym serwerem TeamSpeaka dawno minęły. A jednak nie. Fora wciąż istnieją i z racji mniejszego natężenia ruchu socjalnego stały się z jednej strony mniej uczęszczane przez użytkowników, z drugiej bardziej… może nie elitarne, co niszowe i jednocześnie specjalistyczne. Fora, które zachowały swoją wielotematyczność, po utracie np. portali przewodnich, zagubieniu głównej swojej tematyki, odpływie osób z wiedzą i czasem, stały się najczęściej ogólnym miejscem dyskusji o codziennych sprawach, wydarzeniach i zagadnieniach życia doczesnego. Choć „dyskusji” to może za duże słowo. Bardziej pasowałoby: kłótni. A przy okazji wylęgarnią spamu.
Okazuje się bowiem, że pośród cen mieszkań, awarii auta, sytuacji geopolitycznej na świecie, polityki krajowej, gier komputerowych, a nawet alkoholu, jest mnóstwo punktów zapalnych i powodów do skakania sobie do gardeł w plebiscycie kto bardziej doświadczył życia i kto ile ma lat/pieniędzy. Administrator forum ma do wyboru albo taką tematykę mocno sankcjonować i ograniczać, trzymając się mniejszej społeczności o większej elitarności i skupieniu wokół tematyki nadrzędnej, albo pozwolić się rozrastać, co skutkować będzie finalnie masowymi ostrzeżeniami, banami, niesnaskami, pretensjami, zarzutami o nienależyte prowadzenie forum, niekompetencję i wszystko to, co służyć może wyżyciu się osób nie mogących pisać co chcą, na kogo chcą i jak chcą.
W przypadku tematyki audio, forum jest przede wszystkim miejscem doradczym, także zakupowo. Albo ma tam miejsce bezpośrednie polecenie konkretnych produktów, albo wyrażenie swojej pozytywnej opinii o jakimś produkcje, bo akurat jesteśmy zadowoleni i chcemy wymienić się doświadczeniami z innymi ludźmi. Wszystko to może u kogoś potem zadecydować o tym, że zaufa i zakupi dokładnie to, co mu polecono.
Moje własne forum stawiałem z intencją przerzucenia na nie pytań i tematów z komentarzy pod recenzjami na blogu, jako że na forum zupełnie inaczej się dyskutuje. Płynniej, lepiej, ze znacznie bardziej rozbudowanymi możliwościami co do formatowania tekstu, wrzucania zdjęć, osadzania filmów czy w ogóle ekspresji swoich problemów jako takich w formie trwałej i łatwej potem do czytania przez innych. Wraz z decyzją o powstaniu sklep, z automatu moje forum awansowało również do statusu komercyjnego i sam także stanąłem przed problematyką proporcji i bytności treści marketingowych w ogóle. Uznałem, że aby uniknąć specjalnych kolizji z pozostałymi treściami, jak też pozostawić sobie możliwość wypowiadania się tak jak zawsze to czyniłem, zdecydowałem się na osobne działy dla wątków bardziej sklepowych, blogowych, recenzyjnych, cały czas starając się zachować doradczą i otwartą dyskusyjnie rolę tego miejsca, a po prostu z jasnym i czytelnym podziałem. Nie chodzi tu oczywiście o autopromocję, ale aby podeprzeć się jakimś przykładem jak rozwiązane zostały konkretne problemy i jakie decyzje pojawiły się po mojej stronie.
Toteż wydaje mi się, że to jest właśnie najlepsze podejście do forum jako medium w ogóle, tj. czytelność, rozdzielność i zdroworozsądkowe podejście. I też nawiązując do opisywanej wyżej wielotematyczności, wyznaję pogląd że fora dyskusyjne powinny być jednak platformami specjalizującymi się stricte w danej tematyce, z bardzo mocno ograniczonym i regulowanym pisaniem nie na temat. Do pisania luźno i nie na temat spokojnie można byłoby oddelegować forumowy czat albo Discord. Taki też podział sprawdził się w moim przypadku. Godzić się również będzie trzeba także i na to, że bezpośrednia działalność innych sklepów na łamach forum innego jeszcze sklepu lub serwisu, może być regulowana i wymagać wcześniejszej zgody. A co też jest dosyć logiczne i tym bardziej w sytuacji, gdy jakiś sklep przychodzi „promować” swoje produkty, do tego wprost konkurencyjne wobec sklepu będącego właścicielem forum.
Grzech pierworodny
Myślę że absolutnym fundamentem problemu, są dwa słowa: wiarygodność opinii. Dokładne zgłębienie tego akurat tematu zajęłoby pewnie z trzy kolejne artykuły, ale już przynajmniej kilka lat temu, jeśli nie więcej, z powodu przesadnej komercji w recenzjach i periodykach audio, wykształciło się u ludzi przekonanie o znacznie większej wiarygodności forów dyskusyjnych i ogólnie opinii pisanych przez użytkowników, niż gdyby były to osoby powiedzmy sobie „z branży”. I przez całkiem spory okres czasu było to nawet prawdą.
Naturalnie nic nie trwa wiecznie. Tytułowym grzechem pierworodnym było przyjęcie tego założenia za aksjomat i rzecz nienaruszalną na osi czasu. Oczywiście jak łatwo się domyślić branża szybko dostrzegła ogromny potencjał drzemiący w forach. Zwłaszcza w użytkownikach piszących dużo i często, dopiero zbierających doświadczenie, celujących być może w status osób osłuchanych, a nawet stanie się w ten sposób szybko i łatwo recenzentem audio.
Co ciekawe, argument o absolutnej wyższości forów nad innymi formami wyrażania opinii o audio (blogerzy, jutuberzy, recenzenci, publicyści, a nawet inżynierzy i technicy zajmujący się audio praktycznie) nie jest retoryką nową. Słyszałem ją już przynajmniej parę razy, a nawet czytałem i żeby było śmieszniej u osób mniej lub bardziej powiązanych z branżą właśnie. Francuski poeta Charles Baudelaire napisał kiedyś, iż największym sukcesem diabła było przekonanie ludzi, że ten nie istnieje. Dokładnie tak samo wygląda to w przypadku marketingu forumowego czynionego w konspiracji i tajemnicy.
Dobry, zły i brzydki marketing
Zacznijmy może od tego co wspominałem we wstępie, czyli czym są działania marketingowe i kiedy (oraz dla kogo) są one dobre lub złe.
Dobry marketing to takie działania, które promują dobre jakościowo produkty zasługujące na promowanie i polecanie. Do tego skierowane do osób, których wymagania taki produkt jest w stanie faktycznie spełnić i spowodować, że będą one bardzo zadowolone ze swojego nabytku. Albo przynajmniej niech jest na to duża szansa. Nie ma absolutnie nic złego w tym, że dobry produkt dostaje dobre opinie i jest polecany/sprzedawany. Jest to coś normalnego i logicznego. Jednym słowem jest to świadome polecanie dobrych produktów na bazie swoich własnych doświadczeń lub wiedzy, dając użytkownikowi pozbawione presji i nachalności prawo wyboru i podjęcia własnej decyzji bez żadnych dalszych konsekwencji.
Zły marketing natomiast to taki, który ordynarnie na ślepo narzuca się ze swoją ofertą, niekoniecznie dobrą lub dopasowaną do czyichś potrzeb. Celem nie jest tu polecenie dobrego produktu, zaprezentowanie go, tylko wciśnięcie i pozbycie się go za wszelką cenę. Sklep zaimportował towar, wprowadził na magazyn, cokolwiek by nie było sprzedać go trzeba, niekiedy ukrywając wady, bagatelizując problemy, trywializując usterki techniczne i niedoróbki, a użytkowników traktując jak swoiste zło konieczne. Wszystkie inne produkty są z automatu złe, a wszyscy inni sprzedający to oszuści i naciągacze. Odmowa skorzystania z oferty takiego sprzedawcy z reguły kończy się jego agresywnym nastawieniem i opryskliwością, lub nawet robieniem problemów jeśli finalnie klient zdecyduje się u niego na zrobienie zakupu.
Problem bierze się z tego, że na ogół dystrybutor lub sklep musi wciągnąć sobie na stan magazynowy tzw. „przekrojówkę”, a więc całość oferty danego producenta, aby ten chciał rozpocząć z nim współpracę. Jest to płatne z góry za całość towaru i bez znaczenia dla producenta czy sprzedający będzie w stanie tenże towar upłynnić. Oznacza to ryzyko, że pośród tych produktów znajdzie się np. kilka dobrych, kilka przeciętnych, a reszta (większość) słaba. Wszystko jednak trzeba sprzedać, aby odmrozić wcześniej zamrożony w towarze kapitał. Wówczas niestety często przestaje się liczyć umiar i jakiekolwiek zdrowe proporcje, a zaczyna biznes: pogoń za sprzedażą, wyścigi na polecanie, nachalność, czasami wręcz manipulacja, angażowanie innych użytkowników, niekiedy nawet wkręcając ich bezwiednie w ten proceder. Problem staje się tym większy, im mniejsze obeznanie sprzedawcy lub ogólnie pracownika, który za takie działania (tzw. Community Management) odpowiada.
Hype-fi i fankluby bez fanów
Debatując na forum, na pewno natrafiliśmy na określenie „hype” (po naszemu: hajp, hajpować), oznaczające żywe podniecenie. Określenie to jako również pewien proces, przywędrowało do nas zza oceanu. Forum head-fi jest jednym z największych forów zagranicznych poświęconych tematyce audio. Jest to forum komercyjne, bazujące na sponsoringu i reklamie producentów, otrzymujących w zamian różnego rodzaju przywileje, toteż często traktowane jest jako platforma wprost komunikacyjna między producentami a użytkownikami.
W tym modelu relacyjnym zaszły jednak pewne zmiany na przestrzeni czasu i formuła komunikacji zaczęła pracować w ramach ściślejszej kooperacji między jedną a drugą grupą. Działa to na bardzo prostej zasadzie. Przy wypuszczeniu nowego sprzętu robi się wokół niego w miarę możliwości maksymalną ilość szumu, nadmuchując bańkę oczekiwań i obietnic jak to sprzęt cudownie nie zagra i nie rozwiąże wielu problemów konstrukcyjno-ergonomicznych znanych z dotychczasowych urządzeń dostępnych na rynku. Zwłaszcza na początku produkcji, fizyczna ilość sztuk jest i będzie ograniczona, toteż bardzo trudno jest uzyskać wiarygodne informacje z pierwszej ręki i w dużej ich ilości. Można oczekiwać ich od samego producenta, ale tu tak naprawdę decyduje on sam czy i w jakim stopniu chce być wobec użytkowników transparentny. Raczej mało prawdopodobne, że producent będzie publicznie i otwarcie mówił o problemach technicznych. W tym miejscu do akcji wkraczają „użytkownicy”.
Cudzysłów został tu użyty celowo, bowiem jest to specjalny typ użytkowników, mocno kooperatywny z producentem. Jest to wyselekcjonowana grupa uprzywilejowanych osób, otrzymująca do ręki pierwsze sztuki demonstracyjne lub prototypy, po czym wypuszczają oni wstępne opinie na ich temat, pierwsze relacje, podsycają wcześniej wygenerowaną ciekawość, uwiarygadniając wcześniejsze zapowiedzi producenta. Z reguły nie są to osoby bezpośrednio spowinowacone z danym producentem lub dystrybutorem stosunkiem pracy, choć i tak się zdarza, ale właśnie zaprzyjaźnione lub zaangażowane w jakimś stopniu pozwalającym znaleźć się finalnie w gronie osób faworyzowanych. Ostatecznie wszystko służy temu, aby w bardzo krótkim czasie wygenerować maksymalne zainteresowanie i skłonić jak najwięcej osób do zakupu, tudzież złożenia zamówienia w przedsprzedaży. Stąd też powstała finalnie nazwa „hype-fi” jako synonim pewnego modelu działania.
Łączy się to też nierozerwalnie ze współczesną tendencją świata technologii wszelkiej maści do nieustannej pogoni za nowością, rozwojem itd. W audio również jest to widoczne, choć tak naprawdę większość rzeczy już mamy dawno wynalezionych i rynek ma skłonność wręcz do zataczania koła. Tu też można byłoby stworzyć na ten temat osobny artykuł. Na naszym podwórku procesy znane z head-fi są widoczne chociażby pod postacią np. tzw. „fanklubów”.
Fankluby to specjalnie wyróżnione wątki z reguły zrzeszające użytkowników i admiratorów danej marki, najczęściej znanej i usytuowanej już solidnie na rynku. Fankluby AKG, Sennheisera, Beyerdynamica czy Yamahy to można powiedzieć standard. Natrafić można tam na wypowiedzi bardzo wartościowe, pisane przez prawdziwych pasjonatów i użytkowników. Porady techniczne, modyfikacje, naprawy, opisy dźwiękowe, dosłownie wszystko w ramach jednego tematycznie ukierunkowanego wątku.
Forma ta obecnie jest jednak przejmowana na rzecz marek, których kompletnie nikt nie zna, nie ma ich na rynku, nie ma ich w sprzedaży, a dopiero mają się pojawić. Tudzież osoba zakładająca taki „fanklub” miała już okazję posłuchać takiego produktu lub produktów, jakichś prototypów itd. Jest to zalążek budowania zainteresowania, gdzie nikt z czytających nie jest w stanie na dzień publikacji takiej treści zweryfikować: jej prawdziwości i tym samym w ogóle zgodności z rzeczywistością kreującą się w uszach użytkownika i między nimi. Trochę przypomina to dmuchanie bańki spekulacyjnej. Co najwyżej odnotować można w pamięci, że coś takiego gdzieś było i potencjalnie jest warte zainteresowania, ale nawet tutaj pewien cel reklamowy został spełniony, bo produkt zapada w pamięć. Jest to fundamentalny proces kreowania marki.
Fanklubu nie tworzy się na początku, tylko później, gdy jest już duża grupa użytkowników sprzętu danej marki i mogą oni służyć swoją wiedzą chociażby w zakresie wymiany opinii i doświadczeń. W psychice zakodowało się jednak, że fanklub jest pewną formą nobilitacji, podkreślenia wartości i kapitału zbudowanego przez danego producenta, tudzież wyrazem zbiorowego zadowolenia. Tymczasem jeśli marka jest nowa, na kapitał zaufania i szacunku powinna sobie spokojnie zapracować.
Forumowe preordery
Najbardziej atrakcyjny model hype-fi ma miejsce w stosunku do sklepów/dystrybutorów i organizowanych akcji przedsprzedażowych nowych marek lub animacji sprzedaży tych już znajdujących się w portfolio sklepu. Trochę przypomina to zakupy zbiorowe pod względem organizacji, zaś często dotyczy produktów dopiero wprowadzanych na rynek. Jest to bardzo ciekawa forma animacji sprzedaży, ale też mająca swoje obostrzenia i ryzyka.
Preordery są tworzone z reguły na takiej zasadzie, że sklep albo dystrybutor kontaktuje się bezpośrednio z producentem, zbierając zamówienia i badając w ten sposób zainteresowanie pośród użytkowników ma dany produkt w obniżonej cenie. Im więcej osób wpisze się na listę, tym lepiej, bo tym większe zainteresowanie i chęć zakupu, nawet w świetle potencjalnego wykruszenia się np. z racji długiego oczekiwania. Po zamknięciu listy pojawiają się prośby o wpłaty, jako że całość akcji jest płatna z góry. Wszystko trafia na konto podmiotu organizującego przedsprzedaż, a następnie jako zamówienie – do producenta. Wszyscy w łańcuchu mają zarówno określoną liczbę chętnych jak i określone wpłaty, już na gotowo. Daje to możliwość negocjacji ceny jeszcze niżej, przez co jest to tak samo opłacalna sprzedaż jak normalnie dostępnego produktu, z tym że bezpieczniejsza dla sklepu z racji już zagwarantowanych odbiorców. Ci także są z reguły zadowoleni, ponieważ otrzymują produkt w specjalnej cenie, której normalnie nie byliby w stanie uzyskać indywidualnie.
Największym ryzykiem dla kupującego w przypadku preorderów jest sam fakt bycia preorderem. Zakup jest dokonywany tak naprawdę w ciemno, co w tematyce audio może oznaczać zaiste różne rezultaty. Sprzęt albo będzie się podobał, albo nie. Co więcej, z kwestią sporną w postaci forsowanej niemożności zwrotu takiego urządzenia, a co przy zbiorowych preorderach raczej powinno mieć miejsce z racji charakteru zakupu zbiorowego lub późniejszej premiery urządzenia na rynku już w regularnej cenie. Dodatkowo, jeśli jest to jakaś limitowana, krótka produkcja, może być potem problem także z jego odsprzedażą z racji małej świadomości użytkowników co do tego jak to gra i czego można się po tym spodziewać. A to będzie oznaczało zamrożenie środków na długi czas oraz straty z tytułu negocjacji cenowych itd. Tu właśnie kluczowy staje się element prawa konsumenckiego dotyczący zwrotu. Wówczas produkt jest zwracany sklepowi i to on bierze na siebie potem bycie dysponentem takiego towaru. Dlatego jeśli chcemy wziąć udział w jakimś zbiorowym preorderze na sprzęt audio w ciemno, warto wcześniej upewnić się co do możliwości zwrotu oraz ogólnie warunków uczestnictwa.
Z drugiej strony jest to mechanizm także i przez użytkowników mocno nadużywany. Zakup notorycznie odbywa się tylko i wyłącznie w imię potestowania sobie danego urządzenia za mniejszą kwotę niż przyszłoby zapłacić normalnie, a co daje atrakcyjny margines na minimalne straty przy odsprzedaży, a nawet zarobek. Aczkolwiek tu już wbijamy w temat spekulacji sprzętem i to również nadaje się na osobny, obszerny artykuł.
Posty sponsorowane
Czasami spotkać można się z opiniami, że jakiekolwiek recenzje komercyjne nie mają sensu, nie są w żaden sposób wiarygodne z definicji, a jedyne słuszne są takie pisane za darmo lub opinie na forach, bo piszą je „żywi ludzie” i prawdziwi użytkownicy, a nie sponsorowani recenzenci (którzy są martwi i przez to nie są prawdziwymi użytkownikami?). Tych ostatnich bronić w żaden sposób nie zamierzam, bo na taką opinię pracowano naprawdę wiele lat i często słusznie. Problem w tym jednak, że wszystko to opiera się na bardzo błędnych założeniach. Przede wszystkim wszystko zależy od człowieka. To człowiek stoi za każdym działaniem i każdą opinią. Od tego jaki jest motyw jego działania, jakie są intencje, słowem, jak ma skonstruowany kręgosłup.
Jednak treść sponsorowana lub nie, a treść prawdziwa lub nie, to dwie osobne kwestie. Jeśli na forum pojawi się użytkownik, który całkowicie za darmo opisze sprzęt, jaki podesłał mu na wypożyczenie dany sklep, to czy jest to treść sponsorowana? Prawdopodobnie każdy założy, że nie. Bo przecież nie wziął za to ani grosza, więc wg wspomnianego powszechnego rozumienia, wszystko jest w porządku.
Tymczasem nie musi. Załóżmy że po drodze padnie np. takie zdanie:
„Słuchaj, weź tam wrzuć parę zdań na forum jak możesz w wolnej chwili. Jak będę miał coś jeszcze to podrzucę później na testy.”
Nadaje ono zupełnie innego kontekstu późniejszym wypowiedziom tegoż użytkownika na forum. Jeśli użytkownikowi będzie zależało na wypożyczeniu jeszcze jakiegoś sprzętu w przyszłości, może to powodować poczucie zobowiązania i wdzięczności wobec wypożyczającego słuchawki lub sprzęt audio. A to z kolei może przełożyć się na chęć wygładzenia lub pominięcia w jego opinii czy recenzji rzeczy mniej lub bardziej negatywnych. Zleceniodawca zaś, bo taką rolę przyjmuje tu sklep lub dystrybutor, może na taką treść zareagować pozytywnie lub negatywnie, a nawet zażądać wcześniejszej autoryzacji, aby treść powstała przy jego maksymalnej kontroli. Jeśli użytkownik nie będzie współpracował, będzie miał potem problem z otrzymaniem kolejnych produktów na testy, wypadnie z grona uprzywilejowanego.
Czy to co wyżej opisałem, przypadkiem nie jest przypisywane właśnie „sponsorowanym recenzentom” którzy mieli być mniej wiarygodni od prawdziwych użytkowników? Jest. Czy różni się to czymś? Niczym. I to właśnie jest te wspomniane błędne założenie, że forum jest z automatu gwarantem bezstronności. Nie jest. Wszystko zależy od człowieka.
Płynie zatem z tego wniosek taki, że treść sponsorowana wcale nie musi być typową recenzją komercyjną, taką z recenzentem w roli głównej, nie musi być to też być treść bezwartościowa merytorycznie. Wszystko zależy tu od tego jak zachowuje się zleceniodawca, zleceniobiorca oraz w jakich warunkach treści te będą powstawały. Rzeczy o których bardzo często nie ma się wiedzy, a próbuje jedynie snuć domysły. Czy taka treść ma charakter bardziej marketingowy i reklamowy (na czym naturalnie będzie zależało na ogół zleceniodawcy), czy dokumentalny i informacyjny (na czym zależy nam, użytkownikom), może być więc ekstremalnie trudne do ustalenia z zewnątrz. Co najwyżej finalnie wszystko wyjdzie potem w praniu, gdy zaczniemy zapoznawać się z produktami opisywanymi przez daną osobę, ale też można będzie to zrzucić na subiektywność odbioru i czynniki anatomiczne, które faktycznie występują i powodują najczęściej losowość odbioru sprzętu audio. Idealną jest sytuacja, jeśli taka osoba się do swoich konotacji publicznie przyzna lub wykona jakiś dziwny ruch, np. kilka osób założy takie same wątki prezentujące daną markę/produkt jednocześnie tego samego dnia. Byłby to bowiem bardzo dziwny zbieg okoliczności.
Forumowi naganiacze
W poprzednim akapicie rozmawialiśmy o recenzjach i opiniach. Natomiast pod tym trochę pejoratywnym określeniem kryje się typowo robocze wdrożenie marketingu szeptanego w formie krótkich postów i wypowiedzi polecających konkretne produkty od konkretnego producenta/sklepu/dystrybutora. Jest to bardzo rozpowszechniony mechanizm, najczęściej obecny w działach stricte zakupowych, korzystający z faktu, że tak na dobrą sprawę każdemu z dyskutujących na forach zdarzyło się polecić coś konkretnego lub z konkretnego miejsca, gdzie wcześniej dokonał zakupu i po prostu był zadowolony.
Naganiacz jest natomiast osobą, której aktywność jest celowym i praktycznie stosowanym marketingiem szeptanym. Jest to jakby też swego rodzaju pokłosie czy też rozwinięcie recenzji sponsorowanych publikowanych na forach, niekiedy nawet będących powiązanych ze sobą. Może się tym zajmować ten sam użytkownik, ale niekoniecznie i dla niepoznaki nawet byłoby lepiej, gdyby tak nie było. Działania mogą być podejmowane w ramach odpłatnej usługi marketingowej, związane z dalszymi profitami (możliwość wypożyczenia sprzętu, rabaty, giveawaye itd.), albo z poczucia wdzięczności, czy też po prostu z własnej nieprzymuszonej woli, bo na bazie swojego autentycznego entuzjazmu i zadowolenia. To dlatego tak trudne jest do wykrycia czy dana osoba poleca nam sprzęt X lub sklep Y bo jest faktycznie zadowolona i miała/ma go w rękach, czy może jest to forma interaktywnej reklamy, a nawet bot, bo polecanie na pałę tego samego sprzętu każdemu i wszędzie (zwłaszcza reflinków, o nich za moment) nie różni się niczym tak naprawdę od bycia botem. Nawet jest gorsze, bo prościej i szybciej byłoby puścić automat, niewymagający na dłuższą metę zaangażowania żywej osoby.
Czasami dobrym weryfikatorem jest po prostu pociągnięcie takiej osoby za język. Wypytanie dlaczego poleca danych sprzęt, co jej się w nim podobało itd. Jeszcze lepiej jeśli jesteśmy pobocznym użytkownikiem i sami mamy doświadczenia z takim sprzętem na tyle, aby przeprowadzić konfrontację. Jeśli w odpowiedzi dostaniemy jakieś zdawkowe ogólniki powtarzające się w ostatnich jej postach, kompletne zignorowanie albo wprost agresywne odzywki, to znaczy że można takie opinie spokojnie odpuścić i nie kierować się nimi w żadnym wypadku. Zdarzało się również, że osoby naganiające na sprzedaż bardzo agresywnie reagują na inne podmioty i produkty, gdy te przewijają się w wątku mimo ich obecności i aktywności. Następuje dramatyczny wybuch agresji, dyskredytacji, oczerniania, słowem co tylko się da, aby pieniądze użytkownika zostały się w konkretnym sklepie i konkretnym produkcie.
Reflinkowcy
Jedną z form komercjalizacji forów są linki sponsorowane w postaci reflinków. Są to specjalnie spreparowane linki prowadzące do konkretnych kategorii, produktów lub kampanii, zawierające w sobie ID partnera, który podpisał lub przystąpił do programu partnerskiego. Sporo sklepów z elektroniką ma kampanie partnerskie i pozwala w ten sposób na zarabianie takim osobom w sytuacji, gdy to z ich linku ktoś dokona potem zakupu.
Mechanizm ten sam w sobie również nie jest zły, o ile założymy, że takimi linkami posługuje się osoba, która wie co poleca, wie co linkuje, zna te produkty i poświęca swój czas na to, aby je jakkolwiek poznać, czy też przetestować osobiście i opisać od strony zalet i wad. Wówczas środki zarobione z takich linków stają się formą gratyfikacji za trud tejże osoby w wyszukaniu, poleceniu i poradzeniu dobrego produktu nam. Bo to, czy kupimy go sami bezpośrednio, czy przez link takiej osoby, w obu przypadkach będzie zakończone taką samą transakcją i kwotą zakupu.
Niestety użytkownicy forów bardzo często nadużywają tego mechanizmu i polecają dosłownie co popadnie z kilkoma zdawkowymi opisami czy ogólnymi hasłami, które najczęściej zostały wyczytane w sekcji Opinie na karcie tegoż produktu. Nie raz i nie dwa konfrontowałem takie osoby i ich opisy z własnymi doświadczeniami, a nawet prostymi pytaniami, w trakcie czego wychodziło, że mój rozmówca kompletnie nie ma pojęcia co poleca i dlaczego, nigdy nie miał sprzętu w rękach, a poleca bo opinie dobre i link można wrzucić, koniec. Tak jak wyżej na zrzucie z wątku, następowała niekiedy desperacka obrona, gorączkowe szukanie i czytanie recenzji na szybko, z trudem potem hamowana agresja i emocje, forsowanie określonych tez, zbijanie tematu, słowem aby tylko moderator nie natrafił na taką rozmowę, nie wyrzucił delikwenta za złe doradzanie i nie pozbawił go możliwości spamowania linkami po wątkach.
Także o ile dana osoba faktycznie nie przykłada się do tego, jest to zwykły spam nastawiony na kliknięcia i łatwy zarobek. Nic więcej. Najbardziej jest to widoczne zwłaszcza na forach technologicznych, gdzie ma miejsce duża rotacja dostępności, parametrów i ofert. Nie ma szans żeby dana osoba znalazła dostateczną ilość czasu na przetestowanie wszystkiego na tyle dobrze, aby móc polecić świadomie tak ogromną ilość produktów. Zależy też jak podchodzi administracja forum do takich osób. U mnie na forum z kolei jest to zakazane właśnie ze względu na masowy i wyłącznie zarobkowy charakter. Na innych bywa różnie. Czasami jest to dopuszczalne, zwłaszcza gdy dany sklep jest partnerem forum, czasami wymagane jest oznaczenie się jako osoba zarabiająca na reflinkach, niedopuszczalne jest stosowanie skracaczy linków itd.
Pracownik jako użytkownik
Fora internetowe do pewnego stopnia oferują też anonimowość, przynajmniej względem innych użytkowników, nie mających wglądu do bazy danych lub narzędzi moderacyjnych. Toteż nie jesteśmy w stanie z zewnątrz zweryfikować, czy opisywany wyżej w poprzednim akapicie forumowicz to na pewno forumowicz. Zdarzyć się może sposobność natknięcia na osoby, które posiadając konto przypominające zwykłego użytkownika były tak naprawdę pracownikiem jakiegoś sklepu. A to pojawiały się takie osoby dzielnie w momencie krytyki jakiegoś produktu, a to wrzuciły niepochlebną opinię na temat konkurencji, a to uratowały preorder gdy ludzie masowo rezygnowali z chęci zakupu…
To też sprowadza nas znów do tego co już pisałem wyżej, że tak naprawdę nie wiemy z kim mamy do czynienia, jaka jest agenda tej osoby, rola, funkcja, cel. Czasami jest to bardzo trudne, albo nawet wprost niemożliwe, aby odróżnić taką osobę od normalnego użytkownika. Najczęściej może to być dokonane dopiero na osi czasu, albo na bazie poszlak jak np. linkowanie wciąż do tego samego sklepu, odgrzebywanie starych wątków aby pisać o konkretnej marce itd. Dlatego sam osobiście dużą uwagę przykładam do tego, aby konta komercyjne były jasno i czytelnie opisane. Użytkownik ma mieć świadomość, że np. rozmawiając ze mną prowadzi konwersację z osobą komercyjną czy pełniącą rolę właścicielską/administracyjną na forum.
W przypadku jakiejś dziwnej konspiracji w tym zakresie, niekiedy taka aktywność ujawnia się dopiero po dłuższym czasie, gdy wcześniejsze posty usypiają czujność i sprawiają wrażenie nawet merytorycznych. Tak właśnie wygląda zresztą marketing szeptany. Z perspektywy administratora lub moderatora, rzeczą stosunkowo oczywistą mogą być maile z których zakładane jest dane konto oraz adres IP. Może to być np. konto właściciela pewnego sklepu, który za pośrednictwem fake’owego konta stworzonego via VPN promuje konkretne produkty konkretnej marki na forum konkurencyjnym. Dobrą praktyką więc jest zapoznanie się z regulaminem forum przed założeniem konta o charakterze komercyjnym lub przez ogólnie podmiot komercyjny, a także czytelne ich oznaczanie. To już leżeć będzie w gestii administracji danej społeczności jak rozwiąże taki problem u siebie.
Jeśli na forum operują pracownicy z poziomu kont użytkowników w żaden sposób nieopisanych i w ten sposób udających normalnych forumowiczów, to jest to moim zdaniem praktyka naganna. Toteż jeśli czytają ten artykuł administratorzy, dbajcie o to aby wasi użytkownicy dokładnie wiedzieli z kim rozmawiają i mogli brać to pod uwagę podczas podejmowania decyzji lub wyciągania wniosków.
Dyskredytacja obiektywnych danych
Fora dyskusyjne, jak sama nazwa wskazuje, służą do dyskusji i wymiany opinii oraz doświadczeń. Nasz światek audio jednak jest w tym względzie bardzo niewdzięcznym. Wymaga on bowiem od nas dyskutowania w sytuacji bardzo indywidualnych, subiektywnych odczuć, których w normalnych warunkach nie mamy jak opisać inaczej niż słowami i prosić o to, aby każdy z czytających zaakceptował je jako pisane bez złych intencji. Pomiary akustyczne są jedną z podstawowych form wprowadzenia do ustroju jakiegokolwiek czynnika wymiernego.
Od razu warto zaznaczyć, że nie chcę w tym akapicie promować pomiarów jako takich, zwłaszcza w kontekście tego iż w swoich recenzjach również staram się je stosować w formie amatorskiej i rozwojowej. Robię to jednak z bardzo konkretnych powodów, które na pewno będę jeszcze omawiał w kolejnych publikacjach, aczkolwiek wymagających mówiąc wprost mojego dokształcenia się z zakresu tematyki neurobiologii, propagacji fal, akustyki jako takiej, aby móc to przełożyć na w miarę prosty język. Powodem nadrzędnym jednak jest to, że akurat pomiarów i jakkolwiek obiektywnych danych nachalny marketing boi się najbardziej.
Wprowadzają one bowiem element świadomości, demaskacji i weryfikacji. Umożliwiają innym, bardziej zaawansowanym użytkownikom i czytelnikom, analizę potem takiej treści, czy aby dane pomiarowe faktycznie korespondują z treścią recenzji, z treścią jakiejś innej recenzji, z opisem producenta itd. Takie dane można zebrać lepiej lub gorzej, z mniejszym lub większym błędem pomiarowym, ale co do zasady przy dobrej metodologii można uzyskać całkiem dobrą prezentację sposobu grania danego sprzętu lub po prostu jego zdolności technicznych. Mając nawet ograniczone możliwości w tym względzie, np. mierząc szum jedynie do -80 dB, wciąż jednak jest to -80 dB, a sporo sprzętu nawet i tego nie jest w stanie osiągnąć. Już samo to daje pewien namacalny punkt kontrolny.
Można jednak spotkać się coraz częściej z lekceważącą, czy nawet wprost agresywną postawą wobec danych pomiarowych na różnych forach, portalach i ze strony różnych osób. Najczęściej były to osoby o większym osłuchaniu, ale też wywodzące się wprost z branży. Fakt faktem jednak, że pomijając często wykluczenie z interpretacji danych pomiarowych czynnika ludzkiego (anatomia, psychoakustyka itd.), notorycznie deprecjonowano dane pomiarowe z prostego powodu (lub powodów): albo nieumiejętności ich poprawnego zinterpretowania, albo świadomości że mogą pokazać za dużo. Idealny wybór sprzętu audio to bowiem wybór świadomy i niepodatny na wpływ czynników zewnętrznych lub zmiennych środowiskowych, jak np. samopoczucie. Powinien być on dokonany na bazie danych pomiarowych, ich analizy, analizy własnych zdolności organizmu i anatomii, a także wiedzy i odsłuchów własnych.
Dlatego, czy to część opisowa, czy część pomiarowa, wszystko to sprowadza się na ocenę łączną danego sprzętu. Wykluczenie jednego z tych elementów powoduje upośledzenie świadomości podejmowanej decyzji zakupowej i często osoby negujące pomiary doskonale o tym wiedzą. Recenzje opisowe mogą dać dodatkowe spojrzenie na dany produkt, a co jest na swój sposób też wartościowe. Pomiary pokazują jednak ponad wszystkim zdolności techniczne i sporo w tym względzie potencjalnych zalet lub problemów, toteż ich wykluczenie może spowodować po prostu analizowanie przez nas bubli. Odsłuch własny daje bezcenne wrażenia własne i doświadczenie na własnym słuchu, co jest najlepszym weryfikatorem czy dany produkt ma szansę w ogóle się spodobać, ale też jest to rzecz najbardziej w tym wszystkim ułomna i dająca się oszukać.
Ponieważ opinie mogą być różne, prawdziwe i szczere lub bałamutne i skłaniające do konkretnych zakupów konkretnych produktów w konkretnych sklepach lub u konkretnych dystrybutorów, stąd też niechęć czy to komercyjnych recenzentów do ich stosowania w praktyce, czy wprost wyrażana dla nich dezaprobata na forach. Przykładem nawet z ostatnich tygodni jest przypadek pewnego wzmacniacza, który przy cenie ponad 5000 zł okazał się mieć problemy ze stabilizacją napięcia, duży DC-offset, problemy z szumami własnymi i zakłóceniami. Standardowe reakcje obronne to wadliwy egzemplarz, dyskredytacja źródeł tychże pomiarów, twierdzenia że pomiary nie grają, że nie pokazują wszystkiego, że autor pomiarów jest taki czy owaki (agresja) lub spowinowacony z jakimś innym producentem itd., choć nie było na to żadnych dowodów i nawet przy prośbach o ich pokazanie przyznano, że to poszlaki i domysły. Jednym słowem paniczne zaklinanie rzeczywistości, nota bene potwierdzonej przez jeszcze inne pomiary z drugiego źródła, co raczej wyklucza problemy techniczne testowanego egzemplarza.
Nieprzyjemności
Wracając jeszcze do head-fi, bo to jednak świetne miejsce do obserwowania różnego rodzaju awantur i konfliktów między producentami a użytkownikami, zapewne prędzej czy później postanowimy w naszej karierze forumowej przeciwstawić się opisanym tu praktykom. Trzeba jednak liczyć się z tym, że nasze działania mogą spotkać się z nieprzyjemnościami. Mogą one wynikać nie tylko od podmiotu którego staniemy się adwersarzem, bo to jest jakby oczywista oczywistość, ale ogólnie. Wystarczy bowiem że jest on spowinowacony z właścicielem forum np. ugodą handlową i swoje działania ma w pełni usankcjonowane. Bardzo szybko możemy sami stać się okrzyknięci agentem konkurencji, określeni mianem hejtera i traktowani jako swoiste persona non grata (chyba że są ku temu faktyczne podstawy, to wtedy działania obronne sklepu czy forum są jak najbardziej uzasadnione).
Na rzeczonym forum zdarzały się już np. bany na zlecenie konkretnych producentów. Przyznam się, że nie analizowałem tych przypadków aż tak dogłębnie, aby móc z pełną stanowczością zaświadczyć o słuszności lub nie nakładanych ograniczeń. A z racji ogromnych rozmiarów i międzynarodowego charakteru tego miejsca, może być to wręcz czymś naturalnym, jakkolwiek by to źle nie brzmiało. Niemniej jeśli wierzyć relacjom i byłym użytkownikom, powody banicji były różne, od tego że ktoś miał na boku blog z reklamami (stając się z miejsca podmiotem komercyjnym), przez niewygodne pytania, po awantury i nazywanie producentów po imieniu.
Jedną z form nieprzyjemności może być np. wpisanie na czarną listę klientów. Teoretycznie zabronione powinno być uniemożliwianie sprzedaży dóbr z byle powodu. Takim byle powodem może być to, że jakiś użytkownik np. wypowiedział się niepochlebnie o danej marce lub produkcie w jakimś poście, albo wskazywał na (wcale nie taki przecież rzadki dziś) rebranding innego produktu. Głośno było jakiś czas temu o producencie który wypowiedział nawet proces sądowy jednemu z influencerów za doszukiwanie się rebrandingu i inżynierii wstecznej w pewnych słuchawkach dokanałowych.
Inna sprawa jeśli staniemy się już konsumentem i coś się wydarzy z naszym sprzętem, a o czym postanowimy poinformować na forum. Także i tu rozgraniczyć można użytkowników wylewających od razu swoją frustrację i żale, nawet nie próbując kontaktu ze sklepem/dystrybutorem/producentem, od tych, którym nie udało się dogadać z wymienionymi, w ogóle z nimi skontaktować, lub po prostu szukają pomocy na własną rękę aby uniknąć kilkumiesięcznej rozłąki ze sprzętem w ramach standardowej procedury serwisowej. Rekordzista czekał na swój sprzęt jeśli dobrze pamiętam pół roku.
Uważam że o ile nie ma się do czynienia z osobą agresywną, niekulturalną i pobudzoną, każdemu należy się szacunek i przynajmniej wysłuchanie na czym polega jego problem. Każdy myślę da się rozwiązać w ten czy inny sposób, zwłaszcza jeśli wola jest ku temu po obu stronach. Wszystko bowiem ma prawo się zepsuć, a polubowność i wyrozumiałość to podstawy relacji w takich sytuacjach. Ale jak się okazuje, wcale nie tak rzadkie potrafi być umniejszanie i bagatelizowanie, a czasami nawet zbiorowe piętnowanie takiej osoby przez sprzedawcę/producenta i grupę zaprzyjaźnionych lub po prostu sympatyzujących z nim użytkowników, a którego jeszcze przed chwilą była ona klientem. Pojawiają się wyśmiewanie, szydzenie, bezsensowne porady typu „jak nie działa to nie włączaj”, sugerowanie przewrażliwienia, złych słuchawek, złego prądu, udawanie niezrozumienia istoty rzeczy, a w skrajnych przypadkach robienie problemów z gwarancją, zwrotem środków lub nawet przyszłymi zakupami czy wypożyczeniami. Powoduje to łatwy do przewidzenia efekt mrożący.
Jak więc żyć na forach audio?
Obojętnie czy nam się to podoba czy nie, marketing i komercja na forach były, są i będą. Tak samo jak każde forum musi się z czegoś utrzymywać i jedynym wyjątkiem mogą być naprawdę małe fora stawiane na systemach jak najbardziej zorientowanych na oszczędność (najczęściej kosztem płynności, bezpieczeństwa, niezawodności i ilości funkcji). Jest to pierwsza rzecz z którą trzeba się pogodzić.
Ale jeśli już trafiamy czy to na wpisy o charakterze marketingowym, czy na komercyjne forum stojące np. przy jakimś sklepie, ważne by panowały tam umiar i może w ogóle jakkolwiek zdrowa atmosfera. Ponad wszystko trzeba umieć rozróżnić ten faktycznie dobry i przyjazny marketing od tego złego i nachalnego, tak jak opisywałem w akapitach wyżej. To jest więc druga rzecz.
Choć w tym artykule skupiłem się na praktykach negatywnych i nagannych, nie można patrzeć na życie zero-jedynkowo, a już na pewno częściej zerowo niż jedynkowo. Inaczej zwariujemy albo wpędzimy się w jakąś depresję. Toteż trzecią rzeczą jest zrozumieniem, że nie zawsze sprzedawca, czy może ogólniej mówiąc „użytkownik komercyjny”, musi być z automatu tym złym, bezczelnym, nachalnym, spamującym, oszukującym wszystkich cwaniakiem, który wciśnie losowo największy chłam, opisując go jako objawienie rynku audio. Wszystko zależy od człowieka i tego jakimi wartościami się kieruje, jej profesjonalizmu i chęci pełnienia nie tylko roli typowo handlowej/promocyjnej, ale też bycia doradcą lub mentorem, dzieląc się wiedzą na dany temat i oferując dany produkt być może właśnie z tego powodu, że jest dobry, sprawdzony i dobrze udokumentowany. W takim sklepie sam nie miałbym żadnych problemów aby dokonać zakupu. Widzę bowiem że się znają, wiedzą co robią, więc jest szansa że jako konsument ustrzelę dobry sprzęt „na wyczucie” bez potrzeby wcześniejszych odsłuchów. Prawda że najlepszym weryfikatorem jest później już wiedza i zdobyte doświadczenie własne, ale warto mieć po prostu świadomość dobrych i złych praktyk, by potem jako konsument móc nagradzać swoim zakupem ten dobry.