Ostatnie recenzje jakie publikowałem dotyczyły słuchawek renomowanych marek, ale też będących bywalcami raczej wyższej półki. ZE8000 MK2 to dokanałówki TWS z ANC od Finala za 1600 zł. Maxwelle to wirelessy gamingowe za takie same pieniądze od Audeze. Px8 to pełnowymiarówki wireless z ANC za 3000 zł. Zwłaszcza ZE i Px, mając mniejsze czy większe mankamenty, prezentowały świetny poziom, z czego niskie zniekształcenia THD zrobiły na mnie największe wrażenie. Z tym że są to opcje dla bardziej majętnych osób, które – zwłaszcza w sezonie świątecznym – nierzadko muszą podzielić budżet między zakupy, prezenty, żywność czy rachunki. Święta bowiem Świętami, ale podatki same się nie opłacą. Ale gdyby tak przeskoczyć na drugi brzeg rzeki i poszukać czegoś tańszego? I jeszcze żeby nam to dowoziło sensowną wciąż jakość dźwięku i możliwości użytkowe, co najwyżej za cenę wyposażenia, niektórych funkcji albo materiałów użytych do budowy? I tu właśnie ma szansę błysnąć bohater niniejszej recenzji, publikowanej jako czwarta z rzędu, dokładnie w drugi dzień Świąt.
Recenzja jest owocem płatnej współpracy z marką Haylou za pośrednictwem firmy INNPRO, która podesłała niniejszy sprzęt do testów.
Dane techniczne
Przetłumaczone najważniejsze dane techniczne z instrukcji obsługi:
- Przetworniki: dynamiczne 40 mm, zamknięte
- Komunikacja bezprzewodowa: Bluetooth 5.2
- Zasięg: do 10 m
- Obsługiwane profile: A2DP, AVRCP, HFP
- Bateria: li-poly 600 mAh
- Napięcie wejściowe: 5V/1A
- Czas pracy: do 60 godzin (do 40 godzin w trybie ANC)
- Czas czuwania: do 20 dni (bez ANC)
Cena sugerowana: ok. 270 zł (sprawdź aktualne ceny i dostępność w sklepach)
Jakość wykonania i konstrukcja Haylou S35
O marce Haylou jeszcze do tej pory nie słyszałem, ale nie stoi to na przeszkodzie, aby się z nią zapoznać. Może wręcz powinno być to przyczynkiem do tego, aby sprzętowi i samej marce się wnikliwie przyjrzeć. Świat bowiem idzie cały czas do przodu, a stare i utytułowane marki słuchawek oraz sprzętu audio jakoś niespecjalnie mam wrażenie są zainteresowane dowiezieniem nam, użytkownikom, odpowiedzi na potrzeby pojawiające się dosłownie w każdej przestrzeni budżetowej. Haylou, a tak naprawdę Dongguan Liesheng Electronic Co. Ltd., ewidentnie celuje tym konkretnym modelem w przestrzenie niższe.
Pewnie zabrzmi to śmiesznie, że zwracam uwagę na takie rzeczy, ale pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to… przekrzywiona zawieszka na pudełku, nie znajdująca się na jego środku, a przesunięta nieco na bok. W końcu przecież słuchawki musiałem rozpakować. Tu pojawiła się druga rzecz: słuchawki (wsad) bardzo ciężko wychodzą z obwoluty. Trzeba było się posiłkować sposobem, aby opakowanie z niej wyjąć i nie była to wina „dopakowanej” zawartości i tym samym wybrzuszenia powstałego w ten sposób. No ale nic, tak było, więc opisuję co było.
Samo pakowanie jednak jest bardzo w porządku, ze słuchawkami w roli głównej, owiniętymi w zgrabny biały rękaw z matowej folii. W pudełku widzę kabelek USB-C do USB oraz analogowy. Jest też instrukcja (której nie da się wyjąć z zagłębienia pudełka bez użycia narzędzi), a która wyjaśni nam, że nie jesteśmy warci przetłumaczenia jej na język polski i musimy albo bazować na jednym z dwóch języków wschodnich, albo angielszczyźnie. Koniec zawartości. Nic więcej nie dostaniemy, ale w sumie chyba poza jakimś etui, nie wiem czy jest ku temu konieczność. Słuchawki mamy czym podłączyć? Tak. Jest jak naładować? Oczywiście. Praktycznie więc wszystko, co jest potrzebne do przynajmniej gruntownego przetestowania, producent w tak malutkim budżecie nam oferuje.
Słuchawki wyjęte z pudełka i wzięte do rąk sprawiają wrażenie tanich. Wręcz bardzo tanich. W całości wykonane są z plastiku, bardzo lekkie, jedynie elementy wysuwne mając wzmocnione metalowymi akcentami. To jednak często wystarczający zabieg, aby przynajmniej ta część słuchawek nie ulegała uszkodzeniu od naprężeń na osi czasu.
Podczas potrząsania słuchawki lekko klekoczą, co tylko umacnia wrażenie taniości, ale może być to problem jedynie wówczas, gdybyśmy nie znali ich faktycznej ceny i myśleli, że zapłaciliśmy znacznie więcej. Patrząc na dane techniczne, uważam iż producent dobrze, że zaoszczędził tutaj – tj. na materiałach – a nie na innych, znacznie ważniejszych aspektach konstrukcyjnych tych słuchawek.
Choć jest to rzecz kompletnie marginalna, ale wizualnie słuchawki również mi się podobają. Ciemny granat jako kolor mocno kojarzy mi się ze studyjną linią słuchawek AKG, a subtelne złote akcenty naturalnie się z tym kolorem komponują. Tu Haylou zrobiło świetną robotę. Tak swoją drogą, producent sprytnie ukrył w tychże złotych akcentach mikrofony dla trybu Ambient Sound. Połączenie więc przyjemnego z pożytecznym.
Wygoda użytkowania S35 ANC
Lekkość konstrukcji nabiera w tym względzie znaczenia. Słuchawki nie ciążą (jak Maxwelle ze swoją prawie półkilogramową wagą) na głowie, nacisk jest położony bardziej na uszy niż na czubek głowy.
Pady wykonane są z przyjemnej w dotyku eko-skóry, tak samo jak obicie pałąka. Pojemnościowo można powiedzieć, że są umiarkowane – ucho wchodzi w muszlę, ale część małżowiny opiera się na wewnętrznej wyściółce w środku muszli, na której naniesiono duże litery L i R. Natomiast wielkość słuchawek jest dostateczna z plusem. Moja głowa wchodzi bez żadnych problemów, ale zapasu na skali wysunięcia nie mam zbyt wiele, może jeden „ząbek”. Czapka kompletnie to zniweluje.
Ale wygoda jako całość jest o dziwo naprawdę niezła. Haylou, wbrew moim obawom, nie generują przemożnego docisku do głowy (tzw. „efekt imadła”), ale też na tyle pewnie się jej trzymają, że trudno jest mi je zrzucić za sprawą energicznych ruchów. Siedzenie przez kilka godzin w S35 jest jak najbardziej możliwe i nie powodowało u mnie żadnych problemów związanych z dyskomfortem, migreną czy przesadną potliwością, choć na pewno ma tutaj znaczenie pora roku w której niniejszy test jest pisany.
Jedyna rzecz na którą zwróciłem uwagę, to fakt wymienności padów, który zdaje się, że nie zachodzi, a przynajmniej w sposób łatwy dla użytkownika. Prawdopodobnie siłowe ich ściągnięcie pozostawi na nich trwałe ślady i uszkodzenia, dlatego wolę tego nie ruszać. Pod palcem czuję rant i najpewniej jakiś system zatrzaskowy, co tym bardziej może utrudniać montaż innych/nowych padów. Liczę więc na to, że jest to zrobione nadal „po ludzku” i elementem zatrzaskowym jest jedynie jakiś insert, który przytrzymuje i jednocześnie uszczelnia sam nausznik. Wówczas wymiana będzie miała więcej szans na powodzenie.
Izolacja i bateria w Haylou S35
Pasywna izolacja jest w tej dokładnie chwili testowana siedzeniem w ciszy, stukając sobie wesoło w klawiaturę i podziwiając szum 60 mm wentylatora Sunona, który zdobi mój zmodyfikowany UPS Musteka i od czasu do czasu majestatycznie sobie szumi (czyt. wyje). Nie jest jakaś bardzo mocna, bo mimo wszystko słyszę wspomniane dźwięki, ale jest to naturalne biorąc pod uwagę wygodę.
Włączenie systemu ANC mocno poprawia izolację. System jest zaimplementowany agresywnie, do tego stopnia, że robi piorunujące pierwsze wrażenie. Świetnie odcina wspomniane dźwięki i w kontraście do jednej z ostatnich recenzji, można go nawet wyłączyć, z faktu czego bardzo się cieszę. Głównie dlatego, że słuchawki popisują się całkiem długim czasem pracy na baterii wynoszącym 40 godzin. No i tu właśnie objawia się cały sens wyłączenia systemu ANC. W warunkach domowych nie jest nam on przecież potrzebny, a przynajmniej nie cały czas. Tymczasem wyłączając go, zyskujemy dodatkowe 20 godzin pracy, wydłużając sobie czas całkowity do 60-ciu. To dokładnie 50% zysku czasowego. Dlatego tak mocno nastawałem na ten aspekt w ZE8000.
Jest też wspomniana funkcja Ambient Sound, jeśli trzymać się nomenklatury Final Audio. Tryb ten działa naprawdę dobrze, bo wszystkie dźwięki z otoczenia słychać wyraźnie i czytelnie. Nie jest to więc funkcja zaimplementowana na pokaz.
Mimo wszystko w temacie ładowania zauważyłem pewną nieprawidłowość w Haylou. Mianowicie słuchawki raczej nie lubią się z inteligentnymi powerbankami. Mój PowerPlay20 nie był w stanie zarejestrować końca ładowania S35 i co chwilę słuchawki po zakończeniu ładowania ponownie się doładowywały mając przecież pełną baterię. Przełączenie się na ładowarkę ChargeSource5 tego samego producenta (Green Cell) skończyło się już poprawnym naładowaniem słuchawek do pełna i zaświeceniem białej diodki sygnalizującej koniec procesu. Dla ciekawości podłączyłem AZ10 do tego samego powerbanku i problem nie wystąpił. Uważam więc, że wina leży po stronie Haylou. Tym samym rekomenduję ładowanie ich klasycznie z portu USB komputera lub po prostu z ładowarki. Powerbankiem naładujecie je, ale trzeba pilnować dojścia do momentu resetowania się w kółko ładowania, a co raczej nie jest pozytywne dla akumulatora.
Kodeki i komunikacja bezprzewodowa
S35 ANC nie szczycą się żadnymi specjalnymi kodekami transmisyjnymi. Do dyspozycji mamy jedynie AAC, SBC i SBC-XQ. Przepustowość wypada na Haylou następująco:
- SBC-XQ = 64 KB/s
- SBC = 44 KB/s
- AAC = 31 KB/s
Rekomenduję zatem tak jak w przypadku ZE8000 MK2 korzystanie z wariantu XQ (wytłuszczony), jako dającego największą przepustowość, w przeliczeniu sięgającą 512 kbps. Jest to w zupełności wystarczające do osiągnięcia satysfakcjonujących rezultatów odsłuchowych na tej konkretnej parze słuchawek.
Ergonomia użytkowa Haylou S35 ANC
S35 ANC przyznam naprawdę świetnie sprawdzały mi się w codziennym domowym użytkowaniu. Ze względu na bardzo dużą wilgotność i niskie temperatury, nie chciałem ich zabierać zbytnio na zewnątrz. Na pewno nie przeszkadzają kotu, jako że nie mają kabla. Nie znaczy to jednak, że nie będę miał co do ich użytkowania uwag.
Przede wszystkim, Haylou nie pracują po złączu USB. Jeśli ktoś po cichu liczył na to, to niestety nie w tej cenie. Port USB służy tylko do ładowania i jedyną alternatywą jest gniazdo jack. Tu natomiast mamy kwestię equalizacji sprzętowej układem bezprzewodowym i słuchawki grają inaczej po kablu niż via BT. Ale to jeszcze sobie na spokojnie zobrazujemy. Wpięcie kabla automatycznie wyłącza nam BT, a sam kabel żadnego mikrofonu na sobie nie posiada. Blokuje to nam wykorzystanie słuchawek jako headsetu w przypadku takiego połączenia lub sytuacyjnie, np. po wyczerpaniu baterii.
Słuchawki po wyłączeniu i włączeniu nie zapamiętują naszych ustawień odnośnie ANC i za każdym razem włączają nam go na nowo. Zapamiętywana jest jedynie głośność. Jest to trochę irytujące, ale nie stanowi przekreślenia S35 w wymiarze użytkowym. Sam tryb ANC generuje lekki szum tła, którego nie ma w trybie zwykłym.
Trochę przyzwyczaić się trzeba do braku lektora. Mamy tu co prawda sympatyczne i ciekawe sygnalizowanie tonowe, ale na początku nie było ono dla mnie tak oczywiste.
Tak samo nieco dziwne jest zachowanie się przycisku głośności. Faworyzuje on podgłaszanie aniżeli ściszanie, gdyż aby zwiększyć głośność, wystarczy pojedynczo nacisnąć przycisk, ale by zejść z nią w dół, trzeba go przytrzymać. Nie pozwala to na błyskawiczne (wręcz awaryjne) zrzucenie nadmiaru głośności z uszu.
Sprzęt działa perfekcyjnie pod Linuxem (AX210) oraz Windows 10 (AX200). Nie sprawia żadnych problemów także na starszych urządzeniach, takich jak np. Asus K004. Parowanie, ponowne łączenie się itd. jest bezproblemowe. Nawet wybrany kodek jest zapamiętywany. Czyli jednym słowem wszystko jest w najlepszym porządku, jeśli nie liczyć jednego głupiego problemu: braku dźwięku połączenia się z danym urządzeniem. Jest to moim zdaniem przeoczenie producenta/projektanta.
Na zasięg słuchawek nie narzekałem. Mocna antena pozwalała na swobodne poruszanie się po pokojach (i kuchni), a nawet wyjście na schody.
Rozmowy telefoniczne
W słuchawkach można prowadzić bardzo komfortowo rozmowy telefoniczne, a nasz głos jest słyszany przez odbiorców bezproblemowo i głośno, głównie za sprawą technologii ENC wygłuszającej szum otoczenia. Jestem pozytywnie zaskoczony takim obrotem spraw, ponieważ nie zawsze można spotkać w tak budżetowych słuchawkach dobry mikrofon do rozmów. Najczęściej jest to jedynie „możliwość” prowadzenia rozmowy, a nie coś, co faktycznie wykorzystamy z należytą jakością i satysfakcją w praktyce.
Co ważne, w trakcie prowadzenia rozmowy jesteśmy w stanie bez żadnego problemu sterować nadal systemem ANC lub Ambient Sound, reagując na zmiany w otoczeniu oraz neutralizując pewne zjawisko, które zauważyłem u siebie np. w słuchawkach dokanałowych: mikrofonowanie od własnego głosu. Powoduje to u mnie dosyć szybko migrenę, która utrzymuje się dość długo. W trybie ANC słuchawki wygłuszają także i to. Super sprawa i duży plus na koniec tej części recenzji. Tym bardziej, że tryb rozmów nie konsumuje baterii tak mocno jak działo się to np. w W320TN.
Aplikacja Haylou Sound APP
Kto by pomyślał, że nie tylko Bowers, Noble, Audio-Technica albo Final Audio Design stać na własną aplikację, ale i taniego Haylou? Okazuje się, że jednak da się. Haylou oferuje ją dla kilku swoich modeli wireless i jedyne, czego aplikacja wymaga, to rejestracji.
Proces ten jest delikatnie mówiąc dziwny, bo konto założone na stronie Haylou nie było rozpoznawane przez aplikację. Ok, założyłem, że jest to ze sobą połączone, a widocznie tak nie jest. Proces rejestracji przeszedłem więc przez aplikację, z czego jest ona na siłę spolszczona i nie widać np. pełnej nazwy etykiety pola, w którą mamy rzekomo wpisać numer telefonu, ale możemy tak naprawdę jedynie podać e-mail. Gdy już go podamy, aplikacja prosi nas o… datę urodzenia i płeć. Czy jest to naprawdę niezbędne do korzystania ze słuchawek? Czy jeśli podam zaawansowany wiek, zadzwoni do mnie wnuczek z chińskim akcentem potrzebujący pieniędzy? Żarty żartami, ale uważam, że jest to głupia i niepotrzebna agregacja danych.
W każdym razie uruchomienie aplikacji nie powodowało specjalnych problemów, a ona sama się nie wieszała. Zaoszczędzono mi zatem historii z ostatniej recenzji ZE8000 MK2. Swoją drogą od czasu jej opublikowania nie instalowałem tamtejszej aplikacji, a jedynie sprawdziłem, czy jest nowa wersja. Takowej nie ma, ale tyle, co poużywam ZE8000 MK2 w ciągu dnia, absolutnie nie wymaga to jej egzystencji do czegokolwiek.
Ciekawostka, że aplikacja Haylou również pozwala na sprawdzenie oprogramowania pokładowego słuchawek i tutaj wszystko jest całkowicie aktualne. Za pomocą aplikacji Haylou możemy sterować ANC (tak jak samymi słuchawkami, bez żadnych dodatkowych opcji zarezerwowanych wyłącznie dla użytkowników apki), wybrać predefiniowane ustawienie EQ (świetnie sprawdza się ustawienie miękkie, reszta to ciekawostki) i co ciekawe, jest ono zapamiętywane w słuchawkach i zdatne do przetransferowania na np. PC, a także zlokalizować słuchawki (kradzież w autobusie lub roztargnienie).
Miło jest mieć takie opcje pod ręką, ale do korzystania z S35 nie są one niezbędne. Nie ma tu również nic, czego sami nie bylibyśmy w stanie sobie stworzyć za pomocą aplikacji trzecich, a co jest bardzo dobre z jednej strony, gdyż nie wymusza to na nas niczego. Co najbardziej mnie zdumiało na plus, to natomiast sam fakt istnienia takiej aplikacji u producenta słuchawek wielokrotnie bardziej budżetowych niż w przypadku Finala. Do tej pory takie rozwiązania były bowiem raczej domeną droższych marek audio, takich jak oni.
Aplikację zainstalowałem na absolutnie samym końcu, nawet przyznam się nie wiedząc przez cały czas trwania testów o jej istnieniu. Tak jak pisałem, pobawiłem się nieco ustawieniem miękkim co do dźwięku, po czym wróciłem na fabrykę, bo najlepiej sprawdza mi się ona w elektronice. Ale jeśli komuś słuchawki będą mimo wszystko jakimś cudem przeszkadzały, polecam spróbować. Zaś u osób, które tak jak ja są bardzo wyczulone w temacie ochrony danych wszelakich i ich agregacji, na szczęście obowiązek instalacji nie zachodzi.
Jakość dźwięku
Trochę wyzywająco odczytałem hasło producenta widniejące na boku pudełka, brzmiące: „HEY, LISTEN TO ME !” (pisownia oryginalna). Oczywiście wszystko zależy od kontekstu, jaki zechcemy przypisać tym słowom, jak również założyć, że spacja przed wykrzyknikiem jest zabiegiem celowym, aby znak ten był bardziej widoczny, a nie z przekonania o poprawności tegoż zapisu. Ale w kontekście dźwięku, jaki oferują S35, można to odczytać jako faktyczną, serdeczną zachętę.
Ze względu na to, że Haylou grają inaczej w trybie bezprzewodowym i przewodowym, tak też podzielimy sobie opis dźwięku, z czego największy nacisk będzie oczywiście położony na domyślny sposób komunikacji, a więc wireless. Oczywiście wszystkie wodotryski będą przez cały czas trwania testów wyłączone.
Bluetooth / ANC
W trybie Bluetooth mamy tutaj tak naprawdę dwa brzmienia w ramach jednego, bo zależnie od tego czy włączymy ANC, czy nie. Ale co do zasady:
- bardzo fajne brzmienie o dużej równości względnej,
- wzmocniony i utwardzony bas (w trybie ANC),
- ekspansywną scenę na szerokość,
- naprawdę dobrą czystość dźwięku i dynamikę.
Poniżej wykres wyłącznie trybów cyfrowych. Niebieski wykres przedstawia tryb Bluetooth, a zielony jest wzbogacony o tryb ANC.
Zacznijmy od basu. Ten jest podkreślony i sprawia wrażenie twardego, elastycznego, potrafiącego oddać mocno rytmikę utworu wraz z mocą i zejściem. Osobiście preferowałbym go w części utworów jako słabszy, ale może być korzystny w gatunkach kinowych, grach komputerowych, filmach i na wyjściu, gdzie będzie mimo wszystko kompensował niskie tony dochodzące z otoczenia.
Pomijając rzecz czysto związaną z gustem użytkownika co do jego ilości, na bardzo mocnym basie dawało się usłyszeć delikatne dzwonienie przy większych głośnościach. W umiarkowanych i nieco większych niż te, do których jestem przyzwyczajony, problemu nie stwierdziłem.
Ponieważ dzwonienie występuje symetrycznie i dokładnie na obu przetwornikach w ten sam sposób, zastanawiam się, czy jest to kwestia przetworników jako takich, czy jakichś rezonansów od obudowy, czy może – a ku czemu osobiście się skłaniam – artefaktów od sprzętowej equalizacji o której pisałem wyżej. Przypominają się też trochę Noble Fokus ANC, ale tam efekt ten był znacznie bardziej słyszalny przy zauważalnie większej różnicy w cenie.
Aczkolwiek ciekawostką jest, że niższego basu w trybie tylko bezprzewodowym jest mniej niż w trybie ANC. Dlatego w warunkach domowych ten pierwszy ma podwójnie więcej sensu, bo daje nam nie dość że dłuższy czas na baterii, to jeszcze większą równość na basie. W trybie ANC udało mi się też zdiagnozować lekkie przesunięcie tegoż basu na lewo, którego w trybie standardowym nie stwierdziłem. Możliwe że to kwestia egzemplarza.
Poza tym zadziwiająco, ale Haylou nie były jednak w stanie mnie zmęczyć swoim basem nawet na „dopalaczu”, mimo że nie jestem przemożnym fanem podkreślonego dołu. Co więcej, w ambiencie, którego słucham bardzo dużo z racji wolnego, klimatycznego usposobienia, tenże właśnie klimat jest przez bas S35 podkreślany w sposób robiący bardzo dobre wrażenie.
Tak więc jest to kwestia tego co każdy z nas oczekuje od słuchawek w takim przedziale cenowym. Ze względu na mobilność, uważam iż decyzja Haylou jest słuszna i logiczna.
Średnica nastawiałem się, że będzie traktowana po macoszemu, ale nie. Paradoksalnie jest przybliżona do słuchacza i dosyć wyrównana, tak samo jak sopran. Oba te parametry występują w dużej koherencji i symbiozie, co powoduje, że słuchawki sprawiają wrażenie bardzo rzetelnych i równych, czytelnych i rozsądnie znormalizowanych.
Mam tu skojarzenia z nieprodukowanymi już Bowersami P9 Signature, ale to akurat były słuchawki znacznie droższe (3700-4000 zł), może i lepiej wykonane, ale też mniej wygodne (specyficzne zawieszenie kopuł). W pewnym momencie uznałem, że stwierdzenie, iż Haylou są ich duchowym spadkobiercą, nie będzie w żadnym wypadku ujmą czy przerysowaniem względem którejkolwiek z tych par.
W scenie, o ile słuchawki mają dobre wysunięcie na lewo i prawo, tak nie można powiedzieć tego o dźwiękach na osi przód-tył, a co jest tu pokłosiem bliższej średnicy i lepszego, czytelniejszego prezentowania wokali. Ma to swoje plusy i minusy, ponieważ z jednej strony ujmuje całościowym wrażeniom przestrzennym, ale z drugiej bardzo dobrze sprawdza się pod kątem codziennego użytkowania i operowania na mowie. A więc wszelkiej maści podcasty, relacje, nawet telewizja czy wykłady i e-booki – wszystko po kolej S35 odznaczają mi w kajeciku jako zrealizowane co najmniej dobrze, jeśli nie bardzo dobrze. Dlatego choć życzyłbym sobie lepszej sceny, jako właściciel takich rodzynków jak K1000 czy HD800, to jednak myślę, że dla całościowego obrazu tych słuchawek nie dało się tego zrobić rozsądniej.
Wrażenia sceniczne najlepsze w S35 są w utworach faktycznie nagranych z uwzględnieniem słuchawek i wrażeń przestrzennych odbieranych tą właśnie metodą odsłuchu. W wielu utworach miałem wrażenie, że scena jest naprawdę trójwymiarowa, ale nie jako całość w ramach akustyki ogólnej i HRTF, ale na każde ucho osobno. Zupełnie tak, jakby każda małżowina uszna miała własną, indywidualną scenę, bez jakiegokolwiek crossfeedu, przejścia między jednym uchem a drugim. Z jednej strony to bardzo ciekawe zjawisku, z drugiej pokazujące realne ułomności konstrukcji słuchawkowych na tle systemów głośnikowych. Gwarantuję bowiem, że z głośników, nawet małych monitorów, uzyskałbym zauważalnie lepsze efekty sceniczne wykorzystując zjawiska fal odbitych i sam fakt, że uszy nie byłyby od siebie odseparowane.
Co więc dzieje się w Haylou na środku sceny? Dźwięk się dzieją, to oczywiste, ale mój mózg nie odbiera ich w sposób typowy dla słuchawek, np. na planie elipsy. Zamiast tego mam tutaj coś jakby na kształt położonej na boku ósemki. Źródła pozorne „wychodzą” sobie poza głowę w ramach każdej słuchawki, ale gdy mają pojawić się przed nami lub za nami centralnie, wówczas wydają się przybliżone. Stąd wrażenie „ósemkowatości” sceny.
Dla porównania wyjąłem dwie pary słuchawek – AKG K271, ale też coś z otwartych – Somic V2. W żadnej z nich nie miałem takiego efektu. K271 owszem, scenę miały ogólnie mniejszą, ale śledzenie przechodzenia źródeł pozornych odbywało się poprawnie. Somici miały natomiast bardziej rozbudowane efekty na osi przód-tył, przez co też nie sprawiały takiego wrażenia jak Haylou. Ale jak pisałem daje to bardzo interesujące efekty w sytuacjach, gdy mamy mnóstwo wokali albo dialogów, a także w muzyce elektronicznej, która nadal – wraz ze strojeniem – generuje spory efekt „WOW”.
Pod względem responsywności, słuchawki dostają „ataku konwulsji” i mają duży problem z uspokojeniem się, przypominając trochę zachowanie W800.
W trybie ANC:
Pod względem czystości z kolei, słuchawki są bardzo przyzwoite. Tryb Bluetooth:
Haylou osiągają tu:
- 0,357% (-49,0 dB) THD+N w punkcie kontrolnym (dla 1 kHz)
- 2,88% (-30,8 dB) THD+N w najwyższym odczycie (dla 77 Hz)
Tryb Bluetooth + ANC:
Tu już jest trochę lepiej:
- 0,305% (-50,3 dB) THD+N w punkcie kontrolnym (dla 1 kHz)
- 3,29% (-29,6 dB) THD+N w najwyższym odczycie (dla 53 Hz)
Zawsze interesuje nas odczyt kontrolny, zaś wartości w 53 Hz czy 77 Hz znajdują się poza realnym zakresem użytecznym, dlatego spokojnie możemy je pominąć.
Co trzeba jednak powiedzieć, jak na słuchawki Bluetooth za 270 zł, mamy tutaj ogólny pułap czystości na poziomie np. Audeze MM-100, kosztujących 2200 zł. Nie jest to uwaga działająca na nie/korzyść którejkolwiek z par, bo obie możemy uznać za bardzo czyste, będące po stronie bliższej granicy czułości ludzkiego ucha. Niemniej sam fakt, że oscylujemy w okolicach THD słuchawek planarnych za konkretne pieniądze i przeznaczone do produkcji muzyki pokazuje, jak daleko jesteśmy już z produktami budżetowymi do przodu, być może nawet o tym nie wiedząc. Dlatego często zwracam uwagę, że cena, o ile jest z reguły pewnym wyznacznikiem jakości, nie jest też bezwzględnym absolutem ustalającym dokładnie możliwości danej pary słuchawek.
Tryb analogowy
Nieco różni się od tego, co otrzymujemy w trybie bezprzewodowym. Bas jest tym razem nastawiony na swój średni podzakres, robiąc nam trochę „bułę” w tych partiach. Średnica jest mniej wyeksponowana, a całość zaczyna schodzić bardziej w – no właśnie – taki swego rodzaju „analogowy klimat” z trącającym „starym audio” efektem przebrzmienia i pogłosu. Nie jest to kompletne odwrócenie się słuchawek o 180’, ale wyraźna zmiana klimatu i pokazanie, jak naprawdę grają. Mnóstwo analogii słyszę tu do niektórych modeli Edifiera, np. W820 czy W860. Ale definitywnie da się tego słuchać. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby to właśnie ten tryb stał się dla niektórych użytkowników ulubionym.
Dla większej czytelności, wyszarzyłem oba wykresy cyfrowe i zostawiłem jedynie analogowy:
Zniekształcenia w tym trybie są większe, ponieważ słuchawki muszą radzić sobie tak jak są, bez żadnych dopalaczy, wspomagaczy i equalizacji:
Haylou osiągają tu:
- 0,435% (-47,2 dB) THD+N w punkcie kontrolnym (dla 1 kHz)
- 2,30% (-32,7 dB) THD+N w najwyższym odczycie (dla 61 Hz)
Aczkolwiek impulsowo wygląda to znacznie lepiej niż w trybie bezprzewodowym:
Niestety jak to często bywa, tryb analogowy potraktowano trochę jak pierwszy człon wyrazu stanowiącego jego nazwę, a którego doszukanie się pozostawię spostrzegawczości i domyślności czytającego. Zapewne dystrybutor życzyłby sobie, aby obok tego aspektu szybko przejść do porządku dziennego i jest to w pełni zrozumiałe, ale ma to też sporo sensu, ponieważ przedmiotem recenzji są słuchawki jakby nie patrzeć bezprzewodowe, których nawet sama nazwa wskazuje na główne przeznaczenie. I choć życzyłbym sobie, aby po analogu mieć dokładnie ten sam dźwięk jak po BT, to przy tak pojemnym ogniwie nie czułem się specjalnie poszkodowany.
Na przestrzeni całej recenzji, która była bardzo intensywna co do testów i sesji odsłuchowych, z trybu analogowego skorzystałem – dosłownie – dwa razy. Dwa. I to bardzo krótko. Stanowiłoby to może 1% czasu wszystkich odsłuchów. 24% spędziłem w trybie ANC, głównie mobilnie i w czasie rozmów telefonicznych, bo świetnie tłumiło mój własny głos i niwelowało efekt mikrofonowy. Pozostałe 75% to wielogodzinne sesje muzyczne i praca w domowym zaciszu w trybie czystego Bluetooth. Tak więc jak widać, nawet „kablarze” mają „te” momenty, kiedy doceniają ich brak (albo pomaga im w tym kot pożerający je z nudów).
Wnioski ogólne
Pod koniec dnia okazuje się, że nie wyjąłem ZE8000 z pudełka, nie założyłem Maxwelli, nie przywdziałem K271, nie otwierałem kufra z LCD-XC, tylko siedziałem jak zaklęty w Haylou. Dystrybutor chyba celowo przysłał na testy dokładnie ten model, bo wiedział, że bardzo cenię sobie słuchawki i ogólnie sprzęt audio, który oferuje użytkownikom sensowną jakość za sensowne pieniądze. Taki, co to grosze kosztuje, uszy szokuje i portfel raduje. A jak wiadomo prawda musi się rymować.
Prawda jest też w tym wszystkim taka, że Haylou nie schodziły mi z głowy podczas testów (uczyniły to dopiero na koniec) i nie raz ani dwa zaliczałem w nich sesje odsłuchowe po 2, 3, 5 godzin non-stop. Kompletnie zero poprawiania ich na głowie, robienia przerw. Wlatywał album za albumem, rozsmakowywałem się w dyskografii Benna Jordana (kapitalne zejście basu na Horizons) czy Aes Dany (obłędne efekty w Peace Corrosion i trójwymiarowy wręcz bas w Akacie). Nie da się ukryć, że S35 bardzo mi podeszły i uważam, że w tej cenie dosłownie kasują pod kątem jakości dźwięku i możliwości wiele innych modeli słuchawek, tak przewodowych jak i bez, za te same lub większe pieniądze. Dlatego nawet i ten wykrzyknik ze spacją im wybaczę.
Generalnie nie miałem sytuacji, w której Haylou by się nie sprawdziły i to jest dokładnie to samo, za co chwaliłem ZE8000 – obie pary to słuchawki dobrze leżące na głowie, komfortowe, dobrze izolujące, praktyczne i przede wszystkim bardzo fajnie grające. I tutaj największy szok, że subiektywnie to właśnie Haylou w 270 złotych uznałbym za równiejsze wprost z pudełka niż Finale za 1600, gdzie – i tu jeszcze jedna obserwacja – S35 grają w wielu miejscach tak, jak ZE8000 po equalizacji, którą im wykonywałem na PC w JamesDSP. Bez aplikacji, bez cudowania, wszędzie gdzie tylko mi się zamarzy.
Tak, jak ZE8000 są dla mnie bajecznie wygodne i wygodniejsze na dłuższą metę nawet od S35, tak te drugie mają jedną przewagę nad nimi (poza faktem nie bycia dokanałówkami). Czas pracy. 60 godzin to naprawdę kosmos jeśli chodzi o słuchawki wireless i korzystając z nich łącznie 6-8 godzin dziennie, ładowanie przeprowadzałem dopiero po tygodniu. Obie pary mogą pracować nawet jako swoje uzupełnienie, ale po pewnym czasie te 5 godzin Finali będzie jednak irytowało, gwarantuję.
Na sam koniec testów narzekać mógłbym tylko na oszczędności materiałowe i pady mogące sprawiać problemy przy wymianie. No, może jeszcze dochodzi wspomniany temat z czapką. S35 pozwalały mi jedynie na bufę, ale umożliwiło to i tak komfortowe i ciepłe korzystanie z nich na dworze, przy temperaturze +2’C. Świetnie sprawdzały się na spacerach w takiej konfiguracji, za cenę trochę gorszej izolacji i konieczności przełączenia się na ANC. Tak jak pisałem, słuchawki nie schodziły mi z głowy i uczyniły to dopiero w momencie, gdy zacząłem bawić się projektem K240DF-MOD2 oraz zabrałem się za testy Tungstenów. Z tych dwóch par, tylko DFy wpadły mi w ucho mocniej od Haylou. Tungsteny, mimo że fajne i inspirujące jako słuchawki, w swojej cenie mają niestety zerową opłacalność względem obu pozostałych par. Ale to już będzie opowieść na inną okazję.
Podsumowanie
Choć na początku spodziewałem się „kolejnego czajnika”, Haylou udało się naprawdę trafić w punkt. Aczkolwiek nie jest to jeszcze dziesiątka, bo trochę uwag tu czy tam bym miał, można mówić o mocnej dziewiątce.
Jakość wykonania w tej cenie jest adekwatna. Bardzo lekka konstrukcja, trochę klekocząca, ale przemyślana w wielu miejscach, z dobrym wzornictwem. Ostrzejsze krawędzie i odlewy w większości poukrywane, system łamania i wysuwu wzmocniony elementami metalowymi. Minusy natomiast za drobne artefakty na basie przy dużych natężeniach i przesunięcie niskich tonów w trybie ANC na lewą stronę wraz z „budżetowym” podejściem do sparowania przetworników. Niestety coś za coś. 8/10
Jakość dźwięku jest bardzo dobra. Słuchawki za te pieniądze grają znacznie lepiej niż się spodziewałem, oferując równy i czysty dźwięk w trybie bezprzewodowym, efektowny na dole w trybie ANC i z analogowym przydźwiękiem w trybie kablowym. Niskie THD, względnie duża równość i czytelność przekazu oraz scena na szerokość to ich niewątpliwe plusy. Jedynie oszczędna głębia sceny i strojenie na analogu stają na drodze do pełni szczęścia. 9/10
Ergonomia i wygoda są wysokie. Słuchawki są wygodne, całkiem pojemne, dobrze izolujące, a do tego bardzo długo działające na baterii. Teoretycznie minus za zbyt szybko kończące się możliwości rozsuwu, ale nie miałem z tym problemu na swojej głowie. Na upartego czepiać się mogę braku pracy również po USB czy kabla analogowego z mikrofonem, które wprowadzają drobne niedogodności do warstwy użytkowej, ale właśnie po to słuchawki mają pojemne ogniwo, aby nie musieć wykorzystywać ich inaczej, niż zgodnie z przeznaczeniem. Największym minusem jest chyba tylko brak dźwięku połączenia/rozłączenia BT i niezapamiętywanie ustawień ANC po wyłączeniu, ale po pewnym czasie do tego przywykłem i traktowałem to jako początkowy „test”, czy mechanizm działa i jak głośne mam wokół siebie otoczenie w danej chwili. Spory za to plus za świetny mikrofon do rozmów. Stąd wysokie 9/10. Jeśli natomiast doliczyć jeszcze aplikację na telefon, która pozwala na dodatkowe modyfikowanie sposobu działania Haylou, po rozważeniu wszystkich za i przeciw, słuchawki uzyskują u mnie w tej kategorii maksymalne 10/10.
Ocena końcowa wypadła na ekstremalnie wysokie 9.0/10. Duchowi spadkobiercy słynnych Bowersów P9 Signature w wydaniu co prawda „plastisch fantastisch” i z pewnymi zastrzeżeniami, ale w zamian możemy się cieszyć ze znacznie niższej ceny i bardzo długiej pracy na jednym ładowaniu. Dostajemy do ręki słuchawki rozważnie zaprojektowane i przemyślane, realizujące oszczędności głównie tam, gdzie można sobie na nie pozwolić, a cisnące w jakość tam, gdzie absolutnie nie powinno się odpuszczać. Do tego świetne do rozmów telefonicznych, pracy domowej, wyjścia na dwór, oferujące aplikację na telefon… prawdziwe all-roundery za grosze. Dlatego z przyjemnością mogę zarekomendować Haylou S35 ANC jako fantastyczne i wszechstronne bezprzewodowe słuchawki za bardzo przyzwoite pieniądze.
9.0/10
Słuchawki są dostępne na dzień pisania recenzji w cenie katalogowej 270 zł, ale można dostać je z tego co widziałem nawet za 240 zł (sprawdź aktualną cenę i dostępność w sklepach).
Zalety:
- całkiem dobre wykonanie słuchawek mimo tanich w dotyku materiałów
- dobra wygoda i lekka, składana konstrukcja
- wbudowany system ANC
- współpraca z dedykowaną aplikacją producenta
- dobra izolacja pasywna sama z siebie przy nadal sensownej wygodzie
- do 60 godzin pracy i 40 godzin w trybie ANC
- bardzo mocny zasięg sygnału
- opcja awaryjnej pracy przewodowej za sprawą kabla jack 3,5 mm
- zaskakująco wysoka jakość odtwarzanego dźwięku
- umiarkowane „V” z tendencją do konkretnego wygaru i z zachowaniem równej prezentacji dźwięku
- dobra scena na szerokość
- niesamowita uniwersalność w codziennym użytkowaniu
- bardzo dobra jakość rozmów telefonicznych
- ekstremalnie wysoka opłacalność
Wady:
- system ANC aktywuje się zawsze po włączeniu, bez względu na to jak słuchawki były ustawione przed wyłączeniem
- brak dźwiękowego sygnalizowania nawiązania/rozwiązania połączenia BT
- przesunięcie balansu na basie w trybie ANC, prawdopodobnie będące pokłosiem sparowania driverów w tym konkretnie testowanym egzemplarzu
- tryb analogowy z innym strojeniem niż BT/ANC (ze względu na equalizację sprzętową)
- wymiana nauszników może nastręczać problemów w przyszłości
- lekko klekocząca konstrukcja
- nieco dziwne sterowanie głośnością
Patryk napisał
Dzień dobry,
Dziękuję za kolejną szczegółową recenzję!
Jak wypadają te słuchawki w porównaniu z Audio-Technica ATH-ANC900BT?
PL
Konrad napisał
Panie Jakubie, jak wypadają te słuchawki w porównaniu z ath-m40x i m50x?
Tomek napisał
Czy ktoś może ma porównanie Haylou S35 ANC do słuchawek SONY PULSE 3D™ Wireless Headset – PS5 & PS4 ?
francpe napisał
kupione, o ile dźwięk po EQ jest w miarę, o tyle plastikowość i upierdliwość obsługi – wiem, na pewno da się przyzwyczaić, jednakże Ankery Q30 i nawet Edifiery W820NB wymagają mniej na tym polu. nerwica natręctw zapewne doszła do głosu, w tej półce cenowej jest ok.
Michał napisał
No i kupiłem.
Rzeczywiście całość robi bardzo dobre wrażenie, choć barwa dźwięku (podbicie basowe) to nie moja bajka.
Recenzja rzeczowa i wiarygodna. Brawo
Jakub Łopatko napisał
<3
Krzysztof napisał
Design chyba mocno inspirowany sony wh-1000xm4 😉
Mystarnos napisał
Panie Jakubie, jeszcze jedno pytanie (już ostatnie) jak słuchawki w Pana ocenie wypadają na tle ISK HD 9999 lub Hecate G4TE?
Jakub Łopatko napisał
Niestety zbyt dawno były na testach, aby zrobić bezpośrednie porównanie, ale nawet pomijając inny typ słuchawek, moim zdaniem są lepsze od obu par. W moim przypadku im równiejsze i bardziej realistyczne słuchawki, tym lepiej. A im więcej wybitego basu lub góry, tym gorzej. Wiele osób uwielbia takie granie, ale akurat u mnie neutralność i równość są równoległe z preferencjami. Dlatego S35 stawiałbym wyżej od obu.
Niebert napisał
Jestem pod wrażeniem słuchawek, ale przede wszystkim recenzji. Świetnie się to czyta. Na forum pisał ktoś, że jest to kopia Soundcore Life Q35, które są o 50% droższe. Jestem ciekaw jak na tle Haylou wypadłyby na Soundcore Life Q30, które cenowo są na zbliżonym poziomie (299zł stała cena i 249zł na promocji). Chętnie bym udostępnił do testów moją parę.
Jakub Łopatko napisał
Bardzo dziękuję. Z wielką chęcią przychyliłbym ucha w recenzji Pana egzemplarza. 🙂
Paweł napisał
Witam
Co do recenzowanych słuchawek to mam obawy, czy w ich przypadku z różnych przyczyn nie dojdzie do ingerencji w przetworniki lub w inne elementy przez co sposób grania będzie się różnił w porównaniu do Pańskiej recenzji?
Pozdrawiam
Jakub Łopatko napisał
Niestety jako użytkownicy nie mamy nad tym żadnej kontroli i takie ryzyko zachodzi w praktycznie każdym przypadku urządzenia elektronicznego. Nie posiadamy też, jak mniemam, zdolności profetycznych, aby móc taki bieg wydarzeń przewidzieć. Jedyne co możemy, to skupić się na tym, co jest dostępne w sklepach tu i teraz oraz co zostało przysłane na recenzję.
Piotr napisał
A jak wypada głośność tych słuchawek w porównaniu do Bluedio T Monitor?
Jakub Łopatko napisał
Nie mam pojęcia, za duży odstęp czasowy aby cokolwiek w tym względzie powiedzieć. Ale nie radzę żadnych słuchawek słuchać głośno. Właśnie od tego jest system ANC, aby zawsze nam w takich sytuacjach pomagać. 🙂
stan1005 napisał
Panie Jakubie dla mnie absolutnie zaskoczenie ,słuchawki w tej cenie nie powinny tak grać.Dziękuję za kolejną rzetelną i profesjonalną recenzje.Planowalem zakup słuchawek ale nie w tym budżecie, ok 1500zł.Czekałem na tą recenzje . Przekonal mnie Pan w 100 % ,warto spróbować i sprawdzić właśnie ten model słuchawek.Pozdrawiam
Jakub Łopatko napisał
Bardzo dziękuję za miłe słowa.
Pmc napisał
Ja kupiłem za 150zl na Ali w promocji i w takiej cenie kupiłbym i z 10 par dla znajomych 🙂
Jakub Łopatko napisał
Skarbówka polubi to 😀
Mystarnos napisał
Dziękuję za informację. Słuchawki wyglądają bardzo obiecująco. Jeszcze jedno pytanie. Jak najoptymalniej połączyć je z komputerem PC bez wbudowanego BT.
Jakub Łopatko napisał
Najtańszy dongle Bluetooth 4.0/5.0 Gembirda czy Baseusa to jakieś 20 zł. Sam osobiście z dużym powodzeniem korzystałem z Asusów BT400 i BT500.
Mystarnos napisał
Panie Jakubie, a jak wygląda kwestia opóźnień w tym modelu? Czy do celów szeroko pojętego gamingu ten produkt się nada?
Jakub Łopatko napisał
Opóźnień w sensie wymiernych wartości nie mierzyłem, ale jeśli chodzi o synchronizację między wydarzeniami na ekranie (jeśli nie przeszkadza Panu że grą był bardzo leciwy Need For Speed III) a tym co działo się w słuchawkach, to było nienagannie.