Artykuł ten zrodził się w mojej głowie już sporo czasu temu, głównie z powodu powtarzających się od czasu do czasu pytań o to, czy miałem styczność z urządzeniami filtrującymi pokroju iSilencer, Jitterbug itd. Ale odkąd prowadzę swój skromny blog, zdążyłem chyba już przyzwyczaić większość osób do kilku maksym, jakimi kieruję się w sumie nie tylko w zakresie sprzętu audio, ale ogólnie w życiu. Jedną z nich jest preferencja, ażeby mieć w ręku sprzęt zanim wypowie się o nim jakąś kategoryczną opinię i nie negować lub chwalić czegoś w ciemno. Choć też i zdarzały się sytuacje, że opierając się na doświadczeniu, troszkę jedynie spekulując, moje zdanie potykało się z mocnym oporem i atakiem ze strony osób mniej lub bardziej spowinowaconych z obiektem oceny, jak np. swego czasu miało to miejsce z odtwarzaczem Aigo Z6. A że temat artykułu jest przez niektóre osoby odbierany kontrowersyjnie (audiovoodoo), uznałem, że tak będzie po prostu najlepiej i w moje ręce wpadło ostatecznie ogromne pudło akcesoriów dobrze znanej firmy iFi Audio, której produkty od czasu do czasu gościły na moim blogu z różnym szczęściem i odbiorem.
Tym razem jednak spędziłem z nimi ponad miesiąc, testując je nie od święta, a w normalnym, codziennym użytkowaniu, tak jak każdy z nas słucha co dzień muzyki i korzysta z różnorodnych urządzeń. Z tego też względu chciałbym podziękować sklepowi Audiomagic.pl z Warszawy, że zechciał cierpliwie poczekać na rezultaty oraz ogólnie, że nie miał żadnych obaw, aby sprzęt podesłać na taki długodystansowy test.
Aczkolwiek zaznaczyć chciałbym na samym początku, że niniejszy artykuł nie będzie recenzją w sensie stricte, a bardziej przeglądem akcesoriów iFi Audio z perspektywy praktycznego zastosowania przez osobę mającą dosyć pragmatyczne podejście do audio i lubiącą wiedzieć co, jak i dlaczego. Sam przyznam wielokrotnie gubiłem się w tym czym różni się iSilencer od iDefendera, co to w ogóle robi, czy jakkolwiek robi, a także czy może się na moim torze przydać, lub też może będzie stratą pieniędzy. Sumując to wszystko, chciałbym więc przebrnąć sobie krok po kroku po takich właśnie akcesoriach, starając się odpowiedzieć na wszystkie te kwestie najlepiej jak umiem i w ramach tego, co udało mi się zaobserwować.
iEMatch
Rozpakowywanie wspomnianej dużej paczki od iFi rozpocząłem od właśnie tego urządzenia (przyszły dwa, bo występuje ono w dwóch wersjach na dwa rodzaje wtyków). W sumie to mam już na tym etapie pewien dyskomfort, bowiem nazwanie tego przedmiotu urządzeniem byłoby troszkę nadużyciem, ale powiedzenie, że to tylko akcesorium, byłoby również pewnym niedomówieniem. iEMatch jest konfigurowalnym adapterem, który służy do sztucznego zwiększania impedancji słuchawek o dużej czułości i wydajności. Akcesorium te obecne jest na rynku już od dłuższego czasu, ale przyznam dopiero teraz mam okazję bliżej się mu przyjrzeć. I powiem że jestem pod wrażeniem jego przydatności na tyle, że będę chciał go sobie zakupić do celów zarówno blogowych, jak i prywatnych.
W sumie nawet nie powinienem rozdzielać jedno od drugiego, ponieważ to nie jest tak, że po recenzji zajmuję się czymś innym niż audio – nadal siedzę w słuchawkach, bawię się kabelkami, kombinuję, zmieniam, sprawdzam, mierzę. W tym kontekście jednak mam na myśli zarówno wykorzystanie ze sprzętem stacjonarnym (głównie Pathos), jak i w bardziej „życiowych” scenariuszach, takich jak SC808 (karta dźwiękowa) ze swoim kompletnie nieregulowanym gainem oraz K52DE (laptop). I to właśnie te dwa życiowe scenariusze mocno za jego zakupem przemawiają.
Z czułych i wydajnych słuchawek posiadam przede wszystkim nieprodukowane już Etymotic Research HF2 oraz Aune E1. Jest to odpowiednio zbalansowana armatura i dynamik. Oba jednak mają to do siebie, że zarówno nie potrzebują zbyt dużej ilości prądu, jak i potrafią wychwycić niedoskonałości po stronie źródła dźwięku.
W przypadku SC808 problemem jest bardzo wysoki gain, który nie jest w żaden sposób konfigurowalny. Obok wysokiej impedancji wyjściowej, powoduje to konieczność pracy z dokanałowkami na bardzo niskich poziomach głośności, 4-6%. Jest tu także bardzo duże ryzyko uszkodzenia słuchawek, jak i słuchu, bowiem dajmy na to, że w systemie pojawi się jakiś błąd i nagle dźwięk – np. nowo uruchomiona gra lub film – wyfruną nam w bębenki z pełnym rynsztunkiem głośności. iEMatch rozwiązuje ten problem: po prostu przełączam go w tryb SE, ustawiam czułość na Ultra i… gotowe. Słuchawki grają znacznie ciszej, ryzyko uszkodzenia słuchu jest znacznie mniejsze. Wpływ na brzmienie – niemal zerowy w odsłuchach. Dopiero na pomiarach okazuje minimalny i o nim zaraz sobie powiemy.
Drugi scenariusz to mój wysłużony K52DE. Zwykły laptop ze zintegrowanym układem Realteka. Nie gra on wcale źle, ale problemem są bardzo słyszalne przebicia (dysk, kursor, układ graficzny, znajdujące się obok gniazda USB – wszystko można usłyszeć w słuchawkach). Dla osób niezaznajomionych z tym terminem, przebicia to interferencja między ścieżkami sygnałowymi powodująca, że działania wykonywane na komputerze są słyszalne w słuchawkach jako cyknięcia, skwierczenie i szumy, adekwatnie do tego co dzieje się na ekranie. iEMatch problem ten rozwiązał fantastycznie, bowiem regulacja głośności w takich układach jest cyfrowa i to co uzyskujemy, to mocno obniżony próg szumów tła za cenę konieczności zwiększenia głośności. Ponieważ nasze słuchawki (tzn. moje, użyte tu do testów) są wydajne, mam spory margines głośności.
Wychodząc jednak w stronę innych par słuchawek i rozszerzając próbę pomiarową, okaże się, że także i z Audictusami znikają podobne problemy (Achiever, Winner), jak i z każdymi innymi słuchawkami kwalifikującymi się na modele wydajne. Za każdym razem iEMatch rozwiązywał problem zarówno z niedostatecznie niskim zakresem głośności, za dużą mocą wyjściową, przebiciami, jak i szumami.
Jedyną stwierdzoną przeze mnie wadą okazał się brak możliwości wycwanienia, aby iEMatch w trybie BAL przepuszczał sygnał mikrofonu. Telefon z tak wpiętym adapterem (Android) nie chciał korzystać z niczego poza mikrofonem zbudowanym w siebie samego. Szkoda.
Brzmieniowo iEMatch nie prowadza niemal nic od siebie, poza drobnym spadkiem na basie i mikroskopijnym wzmocnieniem sopranu – wszystko na granicy słyszalności. Widać to wyraźnie na wykresie pomiarowym, ale ponieważ na testach był jeszcze EarBuddy, omówię wszystko razem jednocześnie w następnym akapicie.
iFi Audio iEMatch w wersji z wtykiem zbalansowanym 2,5 mm jest możliwy do kupienia bezpośrednio ze sklepu Audiomagic w cenie 299 zł.
EarBuddy
Dla osób nie potrzebujących tak szerokiej konfiguracji w zakresie adaptera jak iEMatch, preferujących opcję „podłącz i zapomnij”, jest znacznie tańsza i uproszczona do granic możliwości oferta, która nazywa się EarBuddy. Jest to nic innego jak iEMatch fabrycznie ustawiony w tryby SE / High i w naturalnie gorszej obudowie. Choć nadal jakość adaptera jest na moje palce i oko bardzo dobra. Żeby było śmieszniej, z laptopem lepiej sprawdzał mi się właśnie płaski kabelek EB niż owalny, ale cieńszy z iEMatch.
EarBuddy przede wszystkim wprowadza bardzo transparentny (choć oczywiście nie do granic absolutu) rezystor, który odejmuje słuchawkom -16 dB. Producent na pudełku napisał prawdę w tym względzie. Nie podnosi jednak magicznie głębi bitowej z 14 na 16 bit, to tylko rezystor. W przypadku twierdzenia o zerowych stratach – również jest to prawda, pod warunkiem że słowo „strata” zinterpretujemy jako brak ubytków w tonalności oraz ograniczymy się do zakresu słyszalnego 20 Hz – 20 kHz, czyli dokładnie tak jak na pudełku. Jeśli rozszerzymy nasze dywagacje o ekstremalny początek pasma, a więc do 2 Hz, to okaże się, że EarBuddy jedynie tam notuje jakiekolwiek ubytki.
I tu od razu nawiązanie do iEMatch oraz zapowiedzi rozmowy na temat wpływu na dźwięk. Porównując wszystko ze sobą na przykładzie Aune E1 okazuje się, że iEMatch i EarBuddy tak samo wpływają na pasmo słyszalne, odejmując dosłownie na granicy słyszalności basu i dodając tak samo sopranu. Tym samym podejrzewam, że to właśnie kryje się pod zapowiedzią zwiększenia zakresu dynamiki.
Ale patrząc na EarBuddy całkowicie obiektywnie, wahania pokazane w rejonie ultra-niskiego basu to wynik problemu ze wzbudzeniem się membrany słuchawek. E1 wybrałem dlatego, że to dosyć typowy przedstawiciel dokanałówek od strony elektrycznej i wymagań z tym związanych. Co najważniejsze, zakres podlegający wahaniom jest dla nas niesłyszalny i wypada mocno poniżej progu ludzkiej słyszalności. O ile więc jest to potwierdzenie na to, że iEMatch posiada w sobie lepszej jakości komponenty, o tyle w zakresie 20 Hz – 20 kHz, nie tylko oba adaptery są sobie tożsame, ale też nie wprowadzają prawie żadnych różnic względem sygnału wzorcowego (tj. słuchawek podłączonych bezpośrednio do urządzenia). Zmiany jakie obserwujemy, a więc ułamek słabiej na basie, ułamek więcej na sopranie, wynika tylko i wyłącznie z faktu, że aplikujemy między słuchawki a stopień wyjściowy rezystor. Sam fakt, że brzmienie jest tu utrzymane na w 99% nietkniętym poziomie, jest godny pochwały i podziwu. Zwłaszcza że np. adapter Etymotica od ER4PT wprowadzał do dźwięku zmiany już słyszalne i nie będące kosmetyką, ani też – jak w przypadku obu adapterów iFi – detalami na granicy percepcji.
To też mówiąc, EarBuddy może być ze strony iFi tańszym zamiennikiem iEMatch, który spokojnie wystarczy w jego miejscu u ponad 90% użytkowników. iEMatch wybrać należy wówczas, gdy potrzebujemy albo czegoś z mocniejszą redukcją niż -16 dB, albo interesuje nas sygnał zbalansowany – za pomocą dodatkowego adaptera lub odtwarzacza z docelowym już gniazdem na sobie. Skorzystają na tym przede wszystkim użytkownicy super-czułych słuchawek dokanałowych o ekstremalnie niskiej oporności. W pozostałych przypadkach, a więc gdy mamy takie E1 albo HF2, tudzież inne słuchawki o dużej czułości: Explorer, Achiever albo ATH-MSR7b, w zupełności myślę wystarczy tańszy brat pozbawiony regulacji.
iFi Audio EarBuddy jest możliwy do kupienia bezpośrednio ze sklepu Audiomagic w cenie 99 zł.
SPDIF iPurifier + iPower
Od dłuższego czasu obserwuję bardzo celowo i dokładnie kreowany hejt wokół tematów audio dotyczących złącz cyfrowych. Może wręcz ogólnie większości tematów wymagających jakiegokolwiek skupienia się umysłowo nad nimi, aby móc w pełni zrozumieć wszystkie ich aspekty. Na fali tego typu wrzutek wypromowało się – i przede wszystkim zarobiło – sporo osób, ponieważ jest to niczym innym jak tzw. „clickbaitem” czyli zachętą do klikania, sprowokowaniem do podejmowania określonych działań lub konkretnego zachowania.
Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ jednym z aspektów, który próbowano – być może z rozpędu – podciągnąć pod takie akcje, były zniekształcenia na złączu koaksjalnym. Obok do znudzenia powtarzanych tekstów o ostrych jedynkach i obłych zerach, w praktyce stosunkowo łatwo jest spotkać się z realnymi problemami przebić, trzasków i bzyknięć słyszalnych na sprzęcie audio, gdy ten był podłączony za pomocą złącza COAX. Nie jest to bowiem tylko domena zintegrowanych układów na płytach głównych komputerów PC albo bliskiego sąsiedztwa kart graficznych i dźwiękowych.
Sam osobiście doświadczyłem takich problemów na swoim sprzęcie i była to jedna z przyczyn, dla których od ładnych paru lat bardziej skłaniałem się ku sensownym połączeniom optycznym, a przy koaksjalnych – ku separowanym galwanicznie nadajnikom wysokiej jakości. Bowiem to w tych dwóch przypadkach przebicia transmitowane z PC do Conductora V2+ znikały. Przekładając to na praktyczne doświadczenia, gdy Conductor był podłączony złączem koaksjalnym do Xonara Essence STX, problem występował. Gdy do SC808 z tego samego PC – problemu nie było. Gdybym nie miał SC808, korzystanie z Xonara byłoby najrozsądniejsze tylko po złączu optycznym (posiada on gniazdo combo).
I tu właśnie kłania się iPurifier. Urządzenie to jest niczym innym jak aktywnym konwerterem C/C, czyli z sygnału cyfrowego na cyfrowy. Można traktować je jako aktywny bufor sprzętowy, którego nadrzędnym zadaniem jest generować sygnał pozbawiony przebić . Zadanie to jest o tyle łatwiejsze, że filtr czerpie zasilanie z gniazda micro-USB, choć w zestawie otrzymujemy też niezależne zasilanie iPower, mogące być parowane także z innymi akcesoriami iFi, jak np. iDefenderem.
Jednocześnie SPDIF Purifier pozwala na rozszerzenie pakietu wyjść o złącze optyczne na bazie wtyku mToslink oraz BNC (adaptery są również w zestawie).
Jeśli więc ktoś będzie miał podobne problemy co ja z Conductorem, że po podłączeniu się kablem koaksjalnym słyszy skwierczenie i szumy w rytm przesuwania kursora po ekranie, iPurifier powinien być świetnym rozwiązaniem. Jedyna wada to jego gabaryty, dlatego należy upewnić się, że jest dostatecznie dużo miejsca wokół gniazda COAX na urządzeniu docelowym. Jeśli nie ma – też nic straconego, ponieważ adaptery BNC w zestawie mamy dwa i możemy sobie je połączyć w… przedłużkę, która zdystansuje nam urządzenie od gniazda docelowego i tym samym rozwiąże problem blokowania się wzajemnie z innymi kablami. Jedynie radziłbym wtedy czymś całość podeprzeć, aby w razie czego nie powodować nacisków na gniazdo COAX.
iFi Audio SPDIF iPurifier z iPowerem w zestawie są jako całość możliwe do kupienia w cenie 749 zł, natomiast iPower (jeśli potrzebny jest dodatkowy, dokupowany osobno), to koszt ok. 250 zł.
DC iPurifier 2
Przechodząc do testów zasilania, iFi operuje na zewnętrznych zasilaczach sieciowych, a więc teoretycznie najlepszym rozwiązaniu z perspektywy urządzenia audio, nie licząc zasilania bateryjnego. Wynika to z faktu, że elektronika zasilająca, która na ogół emituje sama z siebie dosyć mocne zniekształcenia, jest wtedy odseparowana fizycznie od sprzętu właściwego, nie ma więc konieczności separowania płytek lub stawiania grodzi ochronnych z płytek miedzianych lub aluminiowych. Niemniej nawet odizolowany zasilacz nadal może być podatny na zakłócenia EM. Tym właśnie powinna zajmować się odpowiednia filtracja. Teoretycznie. W praktyce często się to bagatelizuje, nawet w droższym sprzęcie.
Na niektóre bolączki związane z tzw. „zaszumieniem” zasilania pewnym rozwiązaniem może być stosowanie osobnych filtrów zasilających. Przykładem takiego urządzenia u iFi jest DC iPurifier 2. Wbrew niektórym zarzutom, wcale nie jest ono dedykowane tylko do urządzeń tego producenta – z powodzeniem udało mi się zainstalować go jako przelotkę zarówno przy moim Pathosie Converto MK2, Aurium, jak i… laptopie. Audiofilski może nie jest, ale uznałem, że może to być ciekawa sprawa. Zresztą, dla nauki. O uniwersalności tego małego filtra świadczy także spora ilość adapterów i przelotek dołączona do zestawu, włącznie ze specjalnymi adapterami z odwrotną polaryzacją.
Samo urządzenie w środku nie skrywa „audiofilskiego powietrza”, ani niczego co mogłoby powodować wątpliwości co od kupowania przysłowiowego kota w worku. Wewnątrz iPurifiera mamy dwie płytki – jedną główną, przyklejoną na stałe do obudowy urządzenia, która jest metalowa i działa jednocześnie jak odpromiennik ciepła, a także drugą, która wsadzana jest za pomocą długich nóżek w złącze micro-DIP8. Wyróżnić można kondensatory aluminiowo-polimerowe Panasonica oraz metalowe rezystory MELF. Na niektórych elementach znajduje się również miedziana osłonka w złotym emaliowaniu, pozwalająca zredukować interferencję już w samym urządzeniu. Aby nie być gołosłownym:
Przepustowość prądowa wynosi w tym przypadku maksymalnie 24V/3.5A/84W, więc warto mieć to na uwadze. iPurifier podłączony pod laptopa (Asus K52DE – 15,4”, P320 2,1 GHz, HD5470, 6 GB RAM, SSD 128 GB) grzał się wyraźnie podczas spoczynku i krótkiego przeglądania Internetu, ale nie miałem żadnych przykrych przygód czy niespodzianek z tego tytułu. W przypadku Pathosa sprzęt był jedynie letni.
Najważniejsze pytanie jednak – czy to coś w ogóle daje? Converto nie wykazał jakichś jednoznacznych symptomów w tym zakresie, tj. specjalnie nie narzekałem na jego pracę pod tym względem przed zastosowaniem iPurifera. Po zastosowaniu więc nie okazało się, że zyskałem kompletnie nowy sprzęt, a to, co tliło mi się między wierszami podczas odsłuchów (LCD-2), raczej wskazywałoby na efekt placebo, aniżeli coś realnie namacalnego. Troszkę ciekawiej było na Aurium i tutaj mam wrażenie, że po prostu jeśli iPurifer dostanie konkretnie miodu, że się tak wyrażę, daje się usłyszeć różnicę, a tak przejawiała się w braku jakichkolwiek „ćwierkań” przy maksymalnym rozkręceniu potencjometru Aurium. Teoretycznie nie jest to „życiowy” scenariusz, bo nawet K1000 nie słucham przy takiej głośności, ale wyobrażam sobie, że przy gorszym sprzęcie może być to słyszane także w przestrzeni typowo użytkowej potencjometru.
Idąc tym tropem, także i laptop pokazał, że jednak iPurifier działa. Laptop jest o tyle dobry, że potrafi sporo zakłóceń wychwytywać właśnie z zasilania. To urządzenie bardzo złożone i precyzyjne, więc ponieważ nie dysponuję oscyloskopem, jest to najlepszy wskaźnik co do faktycznego wprowadzania zmian w system zasilający. Zastosowanie iPurifera skutkowało tym, że przebicia na wyjściu słuchawkowym z układu zintegrowanego na płycie mojego Asusa były mniejsze. Nie zniknęły, ale były mniej dokuczliwe. Czyli jednak coś daje się tu zaobserwować. Dopiero jednak zastosowanie EarBuddy razem z iPurifierem pozwoliło na pełną redukcję przebić do zera. Wracając więc do sprawy Converto MK2 – wychodzi na to, że o ile iPurifier działa, o tyle jego zastosowanie przy Pathosie akurat nie jest bezwzględnie potrzebne. Na pewno jednak zdarzy się taki sprzęt, np. u NuForce, że tego typu rzeczy będą już faktycznie pomocne. Albo wymiana zasilacza na lepszy.
iFi Audio DC iPurifier2 można kupić bezpośrednio w sklepie Audiomagic w cenie 499 zł.
iPurifier3
Kolejnym urządzeniem jakie wziąłem sobie na ruszt, był aktywny filtr USB (asynchroniczny) iFi iPurifier3 w wersji USB-B. Tu w grę podczas testów był już tylko Pathos Converto MK2, z dobranymi na tą okazję HD800, które traktuję jak swoje nagłowne detektory. Urządzenie ma za zadanie redukować jitter, ale też „szumy ramowe i pakietowe” oraz „przywracać integralność sygnału”.
Pomijając to co zacytowałem, najważniejszą funkcją, która jest zgodna z moim poziomem wiedzy, jest eliminowanie problemów natury EMI/RFI, gdzie sygnał – najczęściej prowadzony wraz z zasilaniem jednym wspólnym kablem – doznaje zniekształceń, tj. przebić. Słyszymy wtedy wszystko, co dzieje się w komputerze, w naszych słuchawkach. iPurifer3 jest jednym z potencjalnych rozwiązań tego problemu, filtrując sygnał poprzez wcześniejsze rozdzielenie go za pomocą kabla USB 3.0 typu B, którego górna część jest okupowana przez dodatkowe piny.
Urządzenie nie chciało działać z kablem USB 2.0, choć teoretycznie jest w tym zakresie kompatybilne, ale winny może być sam Pathos, który wymagania na USB ma tak duże, że komunikacja w standardzie 2.0 nie jest w stanie utrzymać obu urządzeń jednocześnie, oczywiście uwzględniając fakt, że Pathos własne osobne zasilanie ma. W końcu filtr ruszył na kablu USB-B 3.0 i oczywiście gnieździe w PC również kompatybilnym z tym złączem, choć Pathos wymaga do pracy tylko złącza 2.0. Wprowadza to więc pewne ograniczenia dla osób mających starszy sprzęt bez interfejsu USB 3.0.
W zakresie czystości dźwięku – nie miałem z tym problemu po USB w Pathosie, więc iFi był w dużej mierze bezrobotny. Dawniej owszem, zdarzały się różne dziwne rzeczy przy np. NuForce uDAC-2. Dziś takie problemy – przynajmniej na moim komputerze – nie występują. Dopiero zastosowanie uDAC-5 wykazało, że iPurifier faktycznie pomaga na problemy związane z szumem tła w specyficznych scenariuszach, jak również w połączeniu z innymi akcesoriami tego producenta, ale o tym napiszę trochę więcej przy okazji iDefendera 3.0.
iFi Audio iPurifier3 można kupić bezpośrednio w sklepie Audiomagic w cenie 649 zł.
iSilencer 3.0
Jest to w dużym uproszczeniu iPurifier3 w formie… no właśnie, uproszczonej. Ten dwukierunkowy filtr pasywny ma za zadanie eliminować te same problemy, jakimi zajmować się miał iPurifier3, ale czyni to w formie trochę bardziej transparentnej i podobnej, co JitterBug. Producent obiecuje więc zajęcie się kwestiami EMI/RFI, redukując przebicia płynące z kiepskich gniazd USB. Jest to niestety problem obecny zwłaszcza przy starszych laptopach, ale dotyczy ogólnie sprzętu komputerowego, na którym producent płyty starał się zaoszczędzić. Większość kłopotów powoduje jak pisałem serwowanie zasilania i sygnału jednocześnie z jednego gniazda USB, dlatego też – i tu się zgodzę – efekty te najlepiej jest neutralizować już na początkowym etapie. Zakładając, że nie będzie się nam bardziej opłacało w pewnym momencie zmienić sprzęt na lepszy.
Urządzenie jest na tyle małe, że nie powinno z reguły sprawiać problemów z podłączeniem, aczkolwiek przy gęsto usadowionych gniazdach USB może być już bardzo ciasno. Oczywiście można łączyć iSilencera 3.0 także z iPurifierem dla dodatkowej filtracji. Mi osobiście akcesorium te przypadło do gustu, choć od czasu Conductora nie miałem problemów z USB ani razu od tej strony (tak, Conductor potrafił mieć swoje czkawki również i od tej strony).
iFi Audio iSilencer3.0 można kupić bezpośrednio w sklepie Audiomagic w cenie 249 zł.
iDefender 3.0
Tu zaś można powiedzieć, że to zaawansowana forma iSilencera, do której dochodzą dodatkowe funkcje aktywne, takie jak gniazdo zasilania zewnętrznego oferujące możliwość zafundowania podłączonemu pod nie urządzeniu prądu płynącego wprost z gniazdka przez 5V zasilacz stabilizowany iPower (opcjonalny), ale też i złamanie pętli masy.
Rozwiązanie to ma szansę sprawdzić się – przynajmniej w teorii – wszędzie tam, gdzie odnotowujemy duże problemy z zasilaniem wprost z gniazda USB. Tyczy się to przede wszystkim małych urządzeń i konwerterów C/A, którym często niskiej jakości gniazda USB albo nie są w stanie dostarczyć należytej energii, albo występują problemy z koncentratorami USB, przepustowością itd.
Należy jednak pamiętać, że nawet takie urządzenie jak iDefender 3.0 nie jest w stanie rozwiązać poważnych problemów ze sprzętem na poziomie jego jakości wykonania. Bardzo dobrym przykładem niech będzie NuForce uDAC-5, który potrafił sypać artefaktami tylko dlatego, że ustawiłem pokrętło głośności w „złym” miejscu na skali. Piski i szumy. W tle także cichy szum oraz buczenie. iDefender z osobnym zasilaniem trochę na poziom szumu ogólnego pomógł, dorzuciwszy iPurifera3 udało się jeszcze trochę ugrać, ale piski od potencjometru (i to w kilku określonych punktach skali, nawet nie na samym końcu) i artefakty od działania samego DACa cały czas istnieją. Wykrywały je moje uszy zarówno na czułym sprzęcie (Etymotic HF2), jak i tym bardziej pospolitym (AKG K172 HD)
O ile jest to bardzo dobry przykład, że sprzęt iFi faktycznie potrafi poprawić niektóre mankamenty, o tyle unaocznia bolesną prawdę: z pustego i Salomon nie naleje, więc jeśli sprzęt sam z siebie nie domaga (i to delikatnie mówiąc), to nawet kosztując się na drogie akcesoria, jak tu opisywane, nie uda nam się naprawić fundamentalnych defektów i niedoróbek. Znacznie taniej i lepiej wyszłoby nam po prostu zakupienie normalnego, dobrze skonstruowanego sprzętu i jeśli miałbym szukać czegoś pokroju właśnie takich gabarytów jak NuForce, od razu myślałbym o jakimś iFi Nano, DragonFly Red, może nawet jakiejś starszej wersji NuForce, preferencyjnie uDAC-2, choć zarówno on, jak i uDAC-3 grają inaczej niż uDAC-5 (lekko i jasno kontra ciepławo kontra „V”-ka).
iFi Audio iDefender3.0 można kupić bezpośrednio w sklepie Audiomagic w cenie identycznej co iSilencer, a więc 249 zł.
On-The-Go
Jak nietrudno zgadnąć, jest to nic innego jak adapter USB-OTG. Dostępny w dwóch wariantach: na gniazdo USB-C oraz micro-USB, o długości 12 cm i metalowej obudowie, z grubym, ale jeszcze stosunkowo giętkim kabelkiem w wyblakło-złotym oplocie.
Kabelek ten podłączyłem bezproblemowo do Redmi Note 4 oraz sparowałem za pośrednictwem kabla Mercury3.0 i iPurifiera3 z wcześniej opisywanym NuForce uDAC-5. Wszystko działało – w sensie technicznym – bez zarzutu i sprzęt współpracował z moim telefonem bez zarzutu: był widziany przez telefon i odtwarzanie nie sprawiało żadnych przykrych niespodzianek poza kwestiami wynikającymi z samego potencjometru uDACa, które opisywałem wcześniej.
Osobiście więc, jako że mam tu potwierdzony przypadek działania z moim telefonem, w razie chęci zakupu takiego akcesorium raczej zdecydowałbym się właśnie na adapter od iFi, niż na sztywniejszego DragonTail od AQ, choć ostatecznie zależałoby to też zapewne od urządzenia, które dostąpiłoby zaszczytu pracy z RN4 w roli DACa.
iFi Audio OTG można kupić bezpośrednio w sklepie Audiomagic w cenie 75 zł.
Gemini3.0 / Mercury 3.0
Oczywiście podłączenie małego NuForce za pośrednictwem tak dużego kabla było trochę karkołomne, przynajmniej do telefonu, ale przy tej okazji chciałem również sprawdzić jak zachowa się on w kontekście swoich problemów. Gemini i Mercury mam jednak wrażenie, że były projektowane pod zupełnie inne zastosowania i tu po raz kolejny kłania się laptop oraz połączenia na krótki dystans, w którym występują wszelkiej maści zakłócenia.
Dlatego też kable zostały wyposażone w ruchome filtry ferrytowe, które można ustawić w dowolnej pozycji w zależności od tego w jakich warunkach przychodzi nam pracować. Stąd zresztą wywodzi się nazwa „RF3” widoczna na pudełku. Kable występują w dwóch wersjach: pod gniazdo USB-B w standardzie 2.0 oraz 3.0, przy czym naturalnie 3.0 jest kompatybilne także z prędkością 2.0, aczkolwiek bardziej po stronie wtyku źródłowego. Aby móc korzystać z Gemini lub Mercury np. na Pathosie Converto, musiałem mimo wszystko stosować jeszcze do tego iPurifiera w formie jakoby „adaptera”, pozwalającego na w ogóle podpięcie tego okablowania.
Przy czym Gemini posiada jedną, znaczącą czasami różnicę ponad Mercurym – kompletnie odseparowane zasilanie realizowane dodatkowym wtykiem. To już są naprawdę ekstremalne rozwiązania jeśli chodzi o filtrację i ma to sens głównie w sytuacji, gdy korzystamy z drogiego sprzętu, którego albo nie opłaca nam się wymieniać, albo nie chcemy tego czynić i wolimy skupić się na zastosowaniu tego typu specjalistycznych kabli USB.
iFi Audio Gemini i Mercury można kupić bezpośrednio w sklepie Audiomagic w cenach:
- 990 zł za Mercury3.0
- 1890 zł za Gemini3.0
iRack / iRack PRO
Tu raczej nikt problemów z rozpoznawalnością mieć nie ma i nie będzie, ale mimo wszystko jak już się rozpędziliśmy z opisami, to niech i one się też tu znajdą.
Przede wszystkim są to już specyficznie dedykowane produktom iFi akcesoria, bowiem choć teoretycznie można stosować je z każdym innym urządzeniem, a raczej urządzeniami, które gabarytowo by tu pasowały.
Generalnie seria iRack to nic innego jak ergonomiczne stojaki/półki zaprojektowane pod serie Nano, Mini oraz iCAN/DSD/ESL PRO. Tym ostatnim producent oddaje właśnie model PRO, jednocześnie dają w możliwość największe prawdopodobieństwo kompatybilności z innymi urządzeniami innych producentów niż iFi. Choć fakt faktem byłaby to droga inwestycja, w przypadku tak mocno grzejących się urządzeń jak np. iCAN, tego typu stojaki są z reguły bardzo wskazane, ponieważ urządzenia mają odpowiednią wentylację.
Dobrą praktyką, którą sam stosowałem czy to z Aune, czy NuForce, czy Pathosami, jest umieszczanie najbardziej grzejącego się elementu na samej górze. Dlatego przy Aune na szczycie zestawu dwóch urządzeń stała S6 (tak, grzała się bardziej niż S7), przy NuForce HAP-100 lądował na samej górze, gdyż grzał się mocniej niż DAC-80, zaś u Pathosa… no tu już wyboru specjalnie nie mam, bowiem sterczące lampy z Aurium mi go skutecznie odbierają.
Jeśli jednak mowa o duecie np. iDSD PRO + iCAN PRO, to tutaj w sumie oba urządzenia nagrzewają się w podobny sposób, oba wymagają odpowiedniego chłodzenia, oba muszą mieć więc należytą przestrzeń między sobą, aby jedno podgrzewało w jak najmniejszym stopniu drugie. Być może to właśnie przyświecało iFi podczas decyzji za stworzeniem takiego stojaka.
W zakresie zwykłego systemu iRack, tu już czystą intencją było zaoferowanie kompleksowego rozwiązania dla serii Mini – najbardziej rozbudowanej z plejady rzeczy zaprojektowanych przez iFi. Chyba też w sumie najbardziej rozpoznawalnej. Trudno się dziwić, bowiem testując iFi Micro iDSD Black Label, byłem pod dużym wrażeniem możliwości tego urządzenia, choć miało ono też drobne bolączki. Odkąd jednak zmienił się dystrybutor – i co najważniejsze serwis iFi w Polsce – jestem znacznie spokojniejszy o takie sprawy.
Ale wracając, bo jak zwykle ponosi mnie na dygresję, wraz z systemem iRack otrzymujemy w zestawie komplet kabli RCA potrzebnych do podłączenia ze sobą wszystkich segmentów serii Mini. Być może w tle majaczy więc oddelegowanie iRacka jako akcesorium kompleksowo wykańczającego wszystko w formułę „przywieź do domu > rozpakuj > podłącz > fotel > słuchawki > zniknij świecie”. A co w sumie często przewijało się u nas na forum podczas rozmów z (byłym już) posiadaczem takiego piętrowego systemu iFi, obecnie wysoce zadowolonego właściciela iDSD PRO.
Te konkretne akcesoria iFi Audio można kupić w Audiomagicu w cenach:
- 790 zł za zwykły iRack
- 1290 zł za iRack PRO
AC iPurifier + Groundhog+
Na koniec zostawiłem sobie oba wymienione elementy, jako w sumie akcesoria sobie samym dedykowane. No i powiem od razu: definitywnie muszę pomyśleć o tym zakupie.
AC iPurifier to aktywny filtr sieciowy, który pełni rolę tłumika oraz detektora problemów związanych z siecią elektryczną. Dokładnie dwóch: błędnej polaryzacji oraz braku uziemienia. Każdy z tych problemów jest pokazywany za pomocą dwóch diod LED. Czerwona oznacza problem, zielona że wszystko w porządku. Urządzenie pozwala na sprawdzenie praktycznie wszystkich gniazdek w domu i określenie gdzie ma miejsce jaki rodzaj problemu i czy w ogóle takowy występuje.
Ten ostatni problem, tj. brak uziemienia, to przyczyna specyficznego dźwięku buczenia, który ustaje np. gdy chwycimy obudowę komputera lub metalową tulejkę wtyku jack słuchawek. Problem ten trapił mnie niestety mocno przy STAXach, a także przy wydajnych dokanałówkach wpinanych pod sprzęt stacjonarny posiadany po dziś dzień. Na niektórych problem występuje w dosyć akceptowalnym zakresie, ale na innym dosłownie nie idzie wysiedzieć. Mało tego, buczenie takie może powodować w skrajnych przypadkach wzmacnianie słyszalnych częstotliwości basowych i progresywne męczenie użytkownika, jeśli jest na takie coś wyczulony. Oczywiście mówimy tu o prawdziwym ekstremum, bowiem w 99% przypadków będzie to zjawisko po prostu irytujące i psujące efekt końcowy co do jakości uzyskiwanego z naszego sprzętu audio – często za ciężko zarobione krocie.
Rozwiązaniem takich problemów jest właśnie wspomniany AC iPurifier, do którego możemy dokupić opcjonalne akcesoria z pakietu Groundhog+, a więc zestaw kabli i adapterów pozwalający na uziemienie sprzętu audio bezpośrednio, albo wykorzystanie AC iPurifera do uziemienia całości sieci. Podłączenie jest o tyle łatwe, że AC iPurifier wykorzystuje zwykłe złącze bananowe, jak w systemach kolumnowych.
Najważniejsze pytanie, a właściwie dwa, są takie:
- Czy poprawnie działa w tym urządzeniu detekcja?
- Czy jest to jakkolwiek skuteczne?
Na oba mogę odpowiedzieć twierdząco. Ponieważ posiadam stanowisko i sprzęt audio osobno na dwóch różnych gniazdkach i pod dwiema różnymi listwami zabezpieczającymi, sprawdziłem również „przechodniość” AC iPurifiera między nimi. Efekt był globalny i buczenie zniknęło również wtedy, gdy filtr znajdował się pod innym gniazdkiem. Co ciekawe buczący dźwięk zniknął również na laptopie.
Mało tego, AC iPurifier działa również jako bezpiecznik. Jeśli urządzenie wykryje przepięcie w sieci elektrycznej, zasilanie zostanie automatycznie odcięte, chroniąc w ten sposób nasz sprzęt przed uszkodzeniem.
Jeśli więc kiedykolwiek mieliśmy problemy tego typu jak opisałem, czyli z buczeniem, zwłaszcza na wydajnych i czułych słuchawkach, AC iPurifier będzie doskonałą i skuteczną odpowiedzią na takie bolączki. Dlatego też napisałem, że muszę go mieć – przynajmniej na jednym gniazdu mam problem z uziemieniem, więc patrząc po tym jak skutecznie udało się go rozwiązać i wreszcie pozbyć się tego przeklętego buczenia, definitywnie zamierzam w najbliższym czasie zainwestować w to cudo. Przy takim sprzęcie jaki mam i wieloletniej pogoni za bezwzględną jakością dźwięku, chyba czas najwyższy zacząć myśleć już trochę w kierunku zabezpieczania i kondycjonowania.
iFi Audio AC iPurifier oraz Groundhog+ można kupić bezpośrednio w sklepie Audiomagic w cenach:
- 299 zł za Groundhoga+
- 499 zł za AC iPurifiera
Podsumowanie
Mam nadzieję, że mimo wszystko udało mi się osiągnąć zamierzony cel, tj. zaprezentować w czytelny sposób mnogość tych akcesoriów tak, aby nie było już wątpliwości natury co jest czym albo w jakich warunkach sprawdza się lub może się sprawdzić. Od razu okazało się też, że część akcesoriów w istocie by mi się przydała, bo odpowiadając na tytułowe pytanie: czy filtracja ma znaczenie, odpowiedź w wielu sytuacjach jest twierdząca. Choć też nie wszystkich i wiele zależy tu od okoliczności oraz skali problemów. A że staram się podchodzić do rzeczy racjonalnie i nabywać tylko to, co jest mi faktycznie potrzebne, wytypowałem sobie z tego wszystkiego krótką listę takowych akcesoriów, generalnie najczęściej użytkowanych przeze mnie w okresie wspomnianego miesiąca.
I tak w moim przypadku najbardziej ciekawe okazały się adaptery iEMatch i EarBuddy, które fantastycznie rozwiązały mi problemy z czułością E1 oraz HF2 w kontekście przebić na laptopie, a także przy dużym i ustawionym na maksymalnym poziomie gainie w SC808. Za absolutnie niezbędny zakup w najbliższym czasie uważam również AC iPurifiera (lub nawet samego Groundhoga+, jeśli przełknąć brak filtracji), który w sprytny i wygodny sposób uwalnia mnie od buczenia, a już na pewno odsuwa wizję przesuwania wszystek sprzętu na jedno gniazdko lub jakiejś poważniejszej przebudowy sieci elektrycznej. Widzę także u siebie praktyczne zastosowanie dla On-The-Go dla Redmi Note 4, ponieważ po zmianie telefonu wreszcie mogę sprawdzać w praktyce DACi USB pod tym kątem, DC iPurifiera 2 pod Aurium, a przynajmniej zanim podejmę decyzję o zmianie jego zasilacza na lepszy, jak również dla iSilencera3.0 przy Converto MK2, jako że teoretycznie tą drogą może najwięcej niepożądanych rzeczy zebrać moim zdaniem.
Ponad wszystkim jestem bardzo zadowolony nie tylko z faktu, że tak obszerny test udało mi się wykonać, ale chyba bardziej z tego, że mój obecny sprzęt wolny jest od – przynajmniej części – problemów, które trapiły mnie dawniej. Na pewno gdyby testy akcesoriów iFi odbyły się z rok, może dwa temu, miałyby myślę wyraźnie większe pole do popisu, ale nie byłby to dla mnie akurat powód do radości.
Na koniec jeszcze raz serdeczne podziękowania dla sklepu Audiomagic.pl z Warszawy, dzięki którego pomocy wszystkie powyższe obserwacje i wnioski mogły dojść do skutku.
Antoni Lemanik napisał
Panie Jakubie,
po przeczytaniu recenzji postanowiłem zgłębić temat uziemienia sieci elektrycznej poprzez AC iPurifier do grzejnika. Czy takie rozwiązanie zostało opisane w instrukcji obsługi urządzenia?
Pytam ponieważ na podstawie wiedzy pozyskanej z internetu oraz po konsultacjach z zawodowymi elektrykami dowiedziałem się, że taka praktyka jest surowo wzbroniona w przypadku instalacji 2 żyłowej występującej w starym budownictwie. W przypadku instalacji 3 żyłowej ma takie rozwiązanie pewien sens, ale nadal jest uważane za niezalecane i łamie to wszelkie normy bezpieczeństwa.
Prosiłbym o zweryfikowanie instrukcji urządzenia na ten temat tego podłączenia oraz usunięcia tego fragmentu, by nie kusiło majsterkowiczów kombinatorów do stworzenia swojej wersji tego urządzenia.
Nie będę ukrywał, że temat zgłębiłem właśnie ze względu na chęć samodzielnego wykonania uproszczonej wersji tego urządzenia.
Pozdrawiam.
Jakub Łopatko napisał
Witam,
Nie, takie rozwiązanie nie było opisywane wprost w instrukcji urządzenia (jest bardzo oszczędna w tym względzie). Pamiętam że czytałem jakieś opracowanie zewnętrzne na ten temat gdzie wymieniano taką możliwość przy tym urządzeniu, ale ma Pan rację, że w niektórych sytuacjach faktycznie może to powodować problemy i rzeczywiście lepiej jest usunąć ten konkretny fragment, aby nie sugerować tego typu zastosowań niepotrzebnie.
Pozdrawiam.